Muzyka
Średniawka. Naprawdę chciałem wsłuchać się w melodie tak
samo jak było w wypadku TFA. Muzyka Williamsa bije na głowę, zgniata, kruszy na
popiół i zmiata zmiotką do szufelki muzykę do Rouge One. Miał gość szansę i
widać, że naprawdę się starał, ale nie wyszło do końca. Jak w TFA jest jeden
utwór, który troszkę odstaje jakością od reszty, tak do Rouge One wszystkie
odstają od jednego dobrego:
Zdjęcia
WOOOW!! To jeden z najmocniejszych punktów tego filmu. Jak
któregoś dnia, po pracy wrócę zmęczony i będę chciał nacieszyć oczy jakimiś
spektakularnymi scenami walk w kosmosie, albo pięknymi lokacjami ze świata STAR
WARS – odpalę właśnie Rouge One. Kilka razy aż zaniemówiłem z wrażenia jak
dobre efekty są mi przedstawiane. Walki w kosmosie, rozwalanie statków
imperium, wykorzystanie spychacza, strzały, wybuchy. Tak! To jest to! To
naprawdę Gwiezdne Wojny!
Scena rozwalenia Jedha City przez Gwiazdę Śmierci to
unikalna, naprawdę trzymająca w napięciu
i doskonale przedstawiona scena totalnej rozwałki jaką można sobie wyobrazić.
Skok w nadprzestrzeń w stylu Hana Solo (‘już bym nie żył gdybym się zastanawiał
czy takie rzeczy są możliwe do wykonania’) – mistrzostwo!
Piękne zakończenie życia oddziału Rouge One. Autentycznie
wzruszająca scena, kiedy Cassian i Jyn oglądają pędzącą w ich stronę falę
uderzeniową na brzegu jakiegoś morza i łapią się za dłonie (nie całują, nie
mówią sobie jak bardzo się kochają – to jest wojna, kurde) i w milczeniu godzą
się na śmierć – naprawdę czapki z głów.
Ogólna ocena
Gra aktorska jaka była każdy widział. Stereotypy na każdym
kroku, amerykańskie wyciskanie łez i patos patrioty walczącego, umierającego.
Błędy w scenariuszu i bardzo agresywny montaż uniemożliwiający czasami
nadążenie o czym u licha jest ten film. To oczywiste wady. Jednak nie zmienia
faktu, że przeniesienie się w świat Gwiezdnych Wojen było dla mnie świetną
frajdą. Po obu seansach byłem bardzo podjarany tą całą atmosferą. Jakbym
oddychał powietrzem z tamtego świata. Kiedy krytyczne oko, oraz świadomość jaki
biznes kryje się za tą całą historią oddalę od siebie – czerpię z tego świata
prawdziwą, czystą rozrywkę. Czyż nie o to chodziło we wszystkich filmach tego
typu? Oprócz tego, że ten film już zarobił na siebie i przyniósł jako całej
korporacji Disneya największe historyczne dochody w jednym roku (kwiecień
blu-ray TFA, a teraz promocja oraz pierwsze tygodnie pokazów ROUGE ONE) – to możemy
oczekiwać kolejnych fantastycznych filmów. Poza tym, że stworzyli dojną krowę
(a raczej nadali jej kolejnego, lepszego życia) to fani mają zapewnioną kolejną
porcję informacji z tego świata na podstawie których powstają kolejne genialne
książki, nowe historie, teorie i detale, które będą mogli wyszukiwać w
kolejnych częściach.
Niestety jestem zmuszony odjąć trochę od mojej fanboyowskiej
oceny „zaraz po”, czyli 9/10. Jednak niezbyt dużo, bo daję ostatecznie 7,5/10.
Tak naprawdę ciekaw jestem jakie konsekwencje przyniesie opublikowanie różnych
zdjęć promocyjnych w porównaniu do różnego filmu. Disney – tak się nie robi. A
sam fakt, że dwie połowy filmu można traktować jako coś zupełnie od siebie
odrębnego, to porażka scenarzysty. Jako sam pomysł na to w jaki sposób plany
Gwiazdy Śmierci zostały zabrane przez elitarną jednostkę ROUGE ONE wypadł
naprawdę rewelacyjnie, tak wykonanie mogło być lepsze i zapewne gdyby nie
polityka i kalkulacje inwestorów – fani otrzymaliby STAR WARS na miarę 10
punktów na 10 możliwych. Ale to nie STAR WARS, tylko spin off i tego się
trzymam. Film jako coś trochę odrębnego od sagi trzyma wysoki poziom i naprawdę
przyniósł mi sporo frajdy.
Pozdrawiam
Rafau
PS: niech moc będzie z Wami
Komentarze
Prześlij komentarz