JAK GO POZNAŁEM
Jego dwie epki, krótsze wersje albumów, bardzo do mnie
trafiły. Ciężko mi wręcz powiedzieć czy bardziej podobał mi się „Trójkąt
Warszawski”, czy też „Umowa o dzieło”. Z jednej strony historia opowiedziana na
‘trójkącie’ jest bardzo przyjemna w odbiorze i prosta, a zarazem jest bogata we
wspaniały beat Rumaka i silnie trafił do mnie porównaniami. To samo z resztą
mogę powiedzieć o drugim krążku, który zachwycił opisem Warszawskiego Metra w
kawałku „następna stacja”. Dobrze podsumował to w nowym nagraniu na epce „WOSK”:
„Jestem głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia
Mimo to relacjonuje wszystko
Wszystkie posiedzenia, każde wyjście, kino, szybkie piwo”
Mimo to relacjonuje wszystko
Wszystkie posiedzenia, każde wyjście, kino, szybkie piwo”
Niby pisze teksty o sprawach przyziemnych, wręcz lakonicznych.
Jednak głębia jaka kryje się za tekstem i próba poukładania w głowie pewnych wydarzeń
jest bardzo przyjemna. „Wosk” wydany w sierpniu był prawdziwym objawieniem i
zwiastunem tego co spotka nas w „Marmurze”, którego premiera była zaplanowana
na jesień 2016. I tak 2ego listopada na Youtube’owym kanale Taco odnaleźć można
było uploadowane tracki z nowej płyty. Przy tej okazji wspomnę, że Taco udostępnia swoją muzę w 100% darmowo, jednak można kupić jego płyty. O tym dlaczego tak robi, mówił na "Wosku":
"P...lę kasę z empetrójek, przychodź na koncerty
Zależy mi, żebyś znał te teksty, jak się zna kolędy"
Zależy mi, żebyś znał te teksty, jak się zna kolędy"
Odsłuchanie nowej, pełnoprawnej płyty stanowiło świeżą, oryginalną przygodę i niezwykle inspirujące doznania.
MARMUR
Odkąd przeczytałem "Lśnienie" S. Kinga hotel nigdy nie będzie dla mnie już taki sam. Tym bardziej, gdy miejsce gdzie podmiot liryczny dociera w pierwszym
utworze to właśnie Hotel Marmur, który zawiera jakąś cząstkę tajemniczości i
dziwnych wydarzeń.
Historia z mojego punktu widzenia przebiega w taki sposób,
że najpierw w drodze pociągiem do Trójmiasta dostrzega dziwnego „pasażera”.
Zwrotka wyjaśniająca objawia nam, że nie jest on osobą fizyczną a jakąś częścią
jego, która chciałaby: ‘dużego domu, pełnego cudzych żon’.
Po dotarciu otrzymuje wideo powitalne, które moim zdaniem
jest najśmieszniejszym elementem całej fabuły. ‘Obowiązkowa psychoterapia,
KURSY TAŃCA!’ – pomagają przygotować Filipa na to, co go czeka w tym niecodziennym
miejscu.
Zachęcony do spędzenia czasu z innymi ‘uczestnikami turnusu’
wychodzi na salę bankietową i tam dostrzega żyrandol, który nakręca całą
imprezę i dziwaczne wydarzenia w rytm energicznej muzyki. Można wręcz
powiedzieć, że to impreza wprowadzająca, dzięki której ma poczuć się jak w
domu, a refren wdzięcznie pozdrawia: „Witaj w Hotelu Marmur”.
Przestraszony zachowaniem ‘pasażera’ wychodzi wieczorem na miasto gdzie
czuć klimat pierwszych dwóch polskich epek. „Krwawa jesień”, oraz wizja „Grubo-chudych
psów” po potyczce z kibolem przypominają klimat Warszawki, która tonie w
alkoholu, dobrej muzyce, spacerach i imprezach. Czuć mega dystans do tej całej
logiki imprez weekendowych. Ale teraz jest w pracy, puka „Portier” –
Cieszyński.
Filip skarży się na złe warunki pracy i mówi, że ‘osiwieje’.
I teraz ten magnetyzujący głos portiera: „skroń jakby jaśniejsza” daje wstęp do
mgły. W mojej opinii to jakaś przestrzeń twórcza, w której artysta szuka
inspiracji. Widać ścisły związek pomiędzy dwoma utworami z mgły („siwe włosy”,
oraz „mówisz, masz”) a kolejnymi czterema kwałkami, które jakby stanowiły
główny przekaz płyty „Marmur”.
„Świat jest WF-em” jest tak genialny, że będę bardzo często
wracał do tego kawałka. W ogóle to jeden z niewielu bardziej radosnych beatów
(jeśli w ogóle można o hip hopowych ścieżkach instrumentalach tak powiedzieć)
ze wszystkich utworów Taco. Przypomina mi mocno na myśl „Wiatr” z „Wosku”, ale
jest zdecydowanie głębszy w treści.
„Świecące prostokąty” – oda do smartphone addicted people.
O tym, jaki wpływ ma elektronika teraz na psychikę i jak kojący zdaje się czas
spędzany z daleka od tej wirtualnej smyczy, kiedyś rozpiszę się więcej. Jednak ta odraza do wszechobecnego życia
internetowego daje dużo do myślenia.
„Tsunami blond” – nowoczesny, smutny love song, który nie
jest taki prosty do rozszyfrowania. Jakbym słuchał o dziewczynach i chłopakach,
które szukają przygodnego seksu i braku zobowiązań i uczuć w swoich związkach.
„Ślepe sumy” – to dla mnie kontynuacja wątpliwości jakie
pojawiły się na „Wosku” w utworze „Koła”. Damn, jak kozacko jest mówić otwarcie
o tym w jaki kołowrotek człowiek wpada zarabiając pieniądze. Ciężko umieć się z
tego cieszyć, szczególnie w tak trudnym zawodzie jaki ma sam autor.
Te utwory prowadzą Filipa na wyczekiwaną terapię. Zarówno
czuje presję fanów, żeby się wyspowiadał kim jest, jak i sam chyba czuje taką
potrzebę. Mówi więc bez ogródek i wątpliwości jak odbierał wzloty i upadki na
dotychczasowej drodze. „Żywot” staje się istnym pamiętnikiem pozwalającym
zrozumieć artystę i jego dylematy. Autobiografia zbliża autora do słuchaczy.
Inaczej jest, kiedy o kimś przeczytamy w Wikipedii, albo wysłuchamy w
wywiadzie, a inaczej kiedy sam artysta dzieli się tym jak reagował na przełomy
w karierze, która tak naprawdę nabiera teraz dopiero ogromnego tempa.
Ostatnie utwory jakby są epilogiem do całej opowieści. Punkt
kulminacyjny minął wraz z udaną psychoterapią i teraz jakby wszystko szło jak
po maśle. Ładnie wszystko spisał, wymeldował się, wykaraskał od płacenia za
hotel, w zamian za co miał wspomnieć o hotelu na płycie. Poukładał sprawy z ‘pasażerem’.
Okazuje się, że sam Filip uciekał od swojej wrażliwej cząstki na samym
początku, a teraz może ją docenić, bo pozwala mu robić to co kocha. Ta walka kończy
się więc przyjemnym podaniem sobie dłoni, akceptacją swojej obecności nawzajem
i podróżą z powrotem do Warszawy.
Wiedziałem już przeglądając nazwy utworów, że ten znak
zapytania przy ostatnim utworze „Deszcz na betonie” nie jest przypadkowy.
Końcówka musiała dołożyć ostatni, brakujący element podróży z ‘pasażerem’. No i
się nie zawiodłem. Oczekiwanie na tą ostatnią zwrotkę była poruszająca i do
teraz ryje mi baniak, o co chodziło, Taco!?
PODSUMOWANIE
Różnorodność utworów bawi i autentycznie pozwala poszerzyć
horyzonty. Nie ma ciśnienia, że któryś z utworów nie przypadnie komuś do gustu,
tak przynajmniej mi się wydaje. Pozycja obowiązkowa ze względu na treść, a być
może spodoba się to ‘coś nowego’, czego wcześniej nie słuchaliśmy. Czuć dużą swobodę przy rapowaniu, jest
ogromny postęp w technice i oddechu w odróżnieniu od ‘trójkąta’. Odraza do ciągłego podłączenia do internetu,
świecących prostokątów i poczucie, że najlepsze czasy już minęły. „Widzi Pan
Panie Szcześniak co technologia robi z ludźmi.” Dreszcze, podziw, chce się tę
płytę słuchać znowu i znowu. Enigmatyczne wstawki Rumaka, wpadające w ucho
teksty, które staną się hasłami wykrzykiwanymi na koncertach, melodie, które
nadają wspaniałego klimatu. Brak nachalności i brutalności. Przekleństwa wyważone i użyte jak silna przyprawa – czyli z głową.
Podróż znowu kończy się zagadkowo, urywa się w przedziwnym
momencie. Czekamy gdzie zaprowadzi nas Twoja kolejna stacja – Taco.
PS: „napijmy się (…) za długie życie i za długie nogi” :D
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Stary tekst, miło mi
Usuń