Jestem białym kubkiem z nadrukowanym, przesłodkim czarnym buldożkiem
francuskim. Nie jestem zbyt duży, ani zbyt mały. Dla mojej właścicielki właśnie
idealny. Wypatrzyła mnie w sklepie. Szukała właśnie mnie. Oglądała dookoła
innego rodzaju szklanki, filiżanki i naczynia, w których mogła pić to co tylko
chciała. Kubek to wyjątkowa rzecz, mówiła mi, kiedy mnie oglądała. Warto
wiedzieć, że towarzyszy mi na co dzień ktoś, kogo starannie wybrałam. To było
głębokie zauroczenie. Kiedy wtedy, tylko na próbę przystawiła do mnie ust,
trzymając mnie delikatnymi dłońmi, tuląc niemal całą moją powierzchnię.
poczuliśmy bardzo energetyczną więź. Nie mogłem wprost uwierzyć, że trafiłem na
właścicielkę, która z taką pieczołowitością dokonywała tego wyboru. Nie pozwoliła sobie
na żaden mankament wśród innych kubków. Odrzuciła dwa stojące w pierwszej kolejności i chwyciła właśnie mnie. Czasami odczuwałem żal, że kubki
położone dwa piętra niżej trafiają do właścicieli dużo częściej niż moi koledzy
przede mną. Z tego powodu bardzo długo czekałem, aż zostanę zauważony. Jednak
cierpliwość przyniosła rezultaty.
Trafiłem najpierw do kartonowego pudełeczka a potem znalazłem się w
jej domu. Uwielbiałem się jej przyglądać. Była cudowna. Szczególnie przez pierwsze tygodnie,
a może i miesiące byłem uczestnikiem jej życia w największej intensywności i z maksymalną bliskością. Spędzając wolne soboty w domu zaparzała sobie kakao. Mogłem
wtedy być przy niej w cieple przez długi czas, powodując, że aż mruczała z
zadowolenia. Dbała o mnie bardzo dobrze. Ostrożnie odkładała na stół. Kiedy
postawiła zbyt blisko krawędzi, przestawiała mnie tak, żebym przypadkiem nie
ucierpiał. Jej ostrożność była wręcz rozkoszna. Uwielbiałem patrzeć jak rano
wypijała kawę przed pójściem do pracy. Jak jej zaspane oczka wracały do stanu rozbudzenia.
Jakby to co wypiła rozpalało pożar w dawno zagaszonym, przemarzniętym piecu. Pierwsze
łyki kawy każdego dnia były wyjątkowe. Jakby czuła silną potrzebę bycia przy
mnie. Silne przywiązanie nie pozwalało jej pomyśleć nawet o jakimś innym kubku.
Byliśmy razem o wszystkich porach dnia i nocy, kiedy tylko tego chciała. Byliśmy tylko ja i Ona. I miłość, którą w nią wlewałem.
Po jakimś czasie coś zaczęło nie wychodzić. Podczas jednego
ze zmywań odkryła, że mam wadę pod uszkiem. Ta drobna rysa, której nie
dostrzegła w sklepie, bo świeciło zbyt intensywne światło, zmieniła tą całą relację.
Ten związek wtedy zaczął się rozpadać. To spojrzenie; obrzydzenie i szczery żal z powodu tego, że nie jestem lepszy…to
było straszne. Bardzo to przeżyłem. Czułem, że pomimo tego, że nadal po mnie
sięgała, to nie jest już to samo. Widziałem później wahanie. Na półce miała
zawsze jeszcze inne kubki, którymi częstowała gości, albo brała dla siebie bo nie miała siły mnie
pozmywać. Zaczęło mnie to bardzo irytować. To, że przez tą jedną wadę… Przecież
nie zależało to od mojego nastawienia.... Czy w ogóle cokolwiek mogłem na to
poradzić? Potem już wybierała mnie naprawdę sporadycznie. Było już ciepło.
Tłumaczyła to tym, że woli pić zimne napoje w przezroczystych szklankach.
Przypatrywałem się tym wszystkim pozostałym naczyniom i widziałem mnóstwo
uszczerbków, rys i niedoskonałości. W istocie można było stwierdzić, że jestem
w najlepszym stanie pod słońcem. Ale wcale się tak nie czułem. Moja
właścicielka dawała mi odczuć, że to już nie jest to samo. Postawiła mnie
później jako eksponat na parapecie. Oglądałem jak przynosi do mieszkania nowy
kubek, bez absolutnie żadnej wady. Tak, był większy i jej usta lepiej pasowały do niego. Ja
przy nim byłem naprawdę gorszym modelem. A czego się spodziewała szukając w
Tesco kubka? Wyprodukowano mnie w Chinach, jestem identycznym kubkiem jak
wszystkie dookoła. Zwykły ze mnie bubel. Co było we mnie takiego wyjątkowego, że mnie tak
potraktowałaś. Co teraz się zmieniło, że mnie już tak nie traktujesz?
Złość
wzbierała we mnie z coraz większą siłą. W końcu kiedy przechodziła koło mnie
podlać kwiaty… Nie spojrzała na mnie… ani jednego razu … wcale … totalnie mnie
olała. Zlekceważyła mnie najbardziej uwielbiana przeze mnie osoba pod słońcem.
Czy jest coś bardziej bolesnego? Przeszła obojętnie obok mnie odstawiwszy
wcześniej ciepłe kakao od nowego, lepszego kubka.
Złość podniosła się do zenitu.
Nie mogłem już tego ścierpieć. Kiedy mnie trąciła
– rozpadłem się całkowicie.
PS: jestem bardzo ciekawy Waszego zdania na temat tego
opowiadania. Zostawcie komentarz. Niebawem udostępnię swój komentarz do tego
opowiadania ;)
PPS: dla fanów kawy :-D
Komentarze
Prześlij komentarz