Wstęp
Uwaga - to nie jest oficjalna biografia, praca magisterska, ani wypracowanie maturalne - to notka na blogu - komentarz do historii, oraz moje własne wnioski. Miej to na uwadze, jeśli nie znajdziesz 100% informacji o swoim idolu, bądź mój research okaże się niedoskonały. Dziękuję za wczytanie się w ten mały druk :)
Ten tekst, to początek serii o wybitnym sportowcu,
człowieku, który pomimo ogólnoświatowej kariery wniósł do świata sporo treści.
Tak jak celebryci teraz wplatają pomiędzy codzienny bełkot odrobinę charakteru,
tak ten człowiek w swoim charyzmatycznym sposobie bycia, mówienia i myślenia,
pokazał przy okazji odrobinę swojej codzienności. Przybliżę tą postać pod kilkoma kątami. Dziś
powiem o historii, która może okazać się inspiracją do zabrania się za coś, co
stanie się pasją.
Historia
O Bruce’ie Lee w tradycyjnej biografii możemy przeczytać
kilka faktów z których wypływa wiele lekcji o dojrzewaniu. Jako nastolatek
przystąpił do gangu w którym często wdawał się w bójki. Widać więc, że pchało go
w stronę walki ulicznej, a tym samym w kłopoty. Rodzice wysłali go do USA w
którym musiał się usamodzielnić i posmakować dorosłego życia. Każdy przyzna, że
odcięcie pępowiny od rodzinnego domu i szukanie pracy w nowym miejscu, bez
wsparcia bliskich to szkoła życia. Pracował w restauracji i uczył się. Widać
więc, że nie był typem „leniuszka” – umiał zacisnąć zęby i ciężko pracował. Na
studiach w Seattle w wieku 21 lat poznał swoją przyszłą żonę. W tym samym
mieście otworzył szkołę kung-fu – Jun Fan Gung-Fu Institute. Za lekcje pobierał
opłaty co nie spodobało się innym mistrzom.
Jeden z nich wyzwał go na pojedynek, który według mnie będzie
głównym wątkiem filmu jaki ma niedługo się ukazać – Birth of the Dragon (LINK).
Dlaczego tytuł mówi o narodzinach? Bo to był przełom w historii Bruce’a. Wygrał z mistrzem kung-fu, czym udowodnił swoją klasę i umiejętności, z których słynął.
Pomimo
zwycięstwa nie był zadowolony z przebiegu tej walki i zaczął kopać głębiej. W
tym czasie czerpał inspirację od innych mistrzów sztuk walki. W wieku 25 lat
napisał książkę o chińskim kung-fu. Z wywiadów i filmów przebija pewna
niezwykła cecha osobowości – pewność siebie. Ten koleś rozpracował sztukę walki do
najmniejszego detalu. Mówi chociażby o tym czym się różni uderzenie pięścią w
innych rodzajach walki od kung –fu. W innych cios jest jak rzucenie ciężkim
przedmiotem, uderzenie pałką. Dla porównania - pięść kung-fu jest jak wyrzucona kula na
łańcuchu. Ból zadawany jest z o wiele większą siłą bez zbędnego wysiłku. Przekonanie, że to co poznał i zrozumiał było słuszne, pozwoliło
mu stać się najlepszym w swojej dziedzinie. Trzeba jednak zaznaczyć, że w tamtym
okresie trenował jak szalony. Jakby nic innego nie miało znaczenia. Wystarczy
zobaczyć jakikolwiek materiał, czy film, żeby zachwycić się jego sylwetką i
formą wypracowaną ostrym treningiem (to dopiero hardkorowy koksu!). W jednym z wywiadów doszukałem się
porównania, że trenował jeszcze intensywniej niż olimpijczycy. A robił to po to, żeby stać się
najlepszym w swojej dziedzinie. Sceny z pokazów tylko to potwierdzają, kiedy np.
robił bez wysiłku pompki na dwóch palcach jednej ręki, albo dotknięciem
odpychał przeciwnika na kilka metrów (one inch punch). Na YT tego pełno ;)
W roku 1970 doprowadza swój organizm na najwyższy szczyt
możliwości i podczas treningu uszkadza czwarty nerw kręgowy. Do końca życia
zmagał się z chronicznym bólem pleców, jednak nie poddał się bezczynności.
Podczas wracania do zdrowia sporządza notatki, które później wyda jako książkę
jego żona. Wypracował własny rodzaj kung-fu – Jeet Kune Do – który jest tematem
pośmiertnej książki. Następnie zaczął grać w filmach, które stały się jego
osobistym pomnikiem. Ludzie zachwycają się do tej chwili filmami Wściekłe
Pięści, Droga Smoka, albo kultowe Wejście Smoka. Podczas kręcenia tego
ostatniego zasłabł, a wizyta w szpitalu skończyła się stwierdzeniem poważnego
uszkodzenia mózgu. Nie zwolnił jednak tempa, pracował nad nowym filmem Gra
Śmierci, która jak na ironię skończyła się dla niego przegraną. Film został
skończony z pomocą dublera. Dwa dni po śmierci Bruce’a miał premierę film
Wejście Smoka.
Lekcja
Przede wszystkim – człowiek doszedł do pewnej miary sukcesu
w życiu dzięki ciężkiej pracy i determinacji. To co robił starał się pojąć
rozumem, zbadać detale i podłoże. Potem kiedy już nagromadził wiedzy nie był
ignorantem, tylko dzielił się wiedzą i dalej ją zgłębiał. Nie zadowalał się
splendorem, ani nie gwiazdorzył. W jednym z wywiadów powiedział:
„Jeśli powiem, że jestem najlepszym, weźmiesz mnie za
chwalipiętę. Jeśli powiem, że jestem najgorszym, poczujesz, że nie mówię
prawdy”
Jeśli mówisz, że coś kochasz, a za to nie bierzesz się z
całych sił, to znaczy, że tego nie kochasz. To widać było w historii Bruce’a,
że uwielbiał zarówno sztuki walki, jak i całą filozofię kryjącą się za nią. To
coś więcej niż spuszczenie komuś łomotu w efekciarski, błyskawiczny sposób. To
umiejętność panowania nad sobą, zyskanie doskonałej równowagi pomiędzy siłą i
rozwagą. Poświęcił temu życie i dzięki temu stał się wybitny. Poświęcaj więc
czas, uwagę i środki na to co kochasz. Potem w miarę upływu czasu używaj mózgu,
ucz się nowych rozwiązań, rozwijaj do rangi sztuki to czym się zajmujesz.
Pojmuj zależności – to takie proste, a tak rzadko z tego korzystamy (to tekst z
Kropek – Markowicza :D). Jeśli robisz
coś czego nie lubisz, czas na zmiany. Poszukaj w głębi siebie tego co uważasz w
życiu za najważniejsze, znajdź pasję, która rozpali w Tobie ogień, a potem..
Po prostu to rób.
Jak Bruce Lee.
I w tym właśnie rzecz.
To tyle w ramach wstępu. Kolejne informacje o jego
przekonaniach, podejściu i ciekawych przemyśleniach w kolejnych częściach
serii.
PS: następnym razem powiem o filozofii Bruce'a - "bądź wodą" :)
Komentarze
Prześlij komentarz