Cześć,
Znacie uczucie, kiedy stało się coś na co nie macie wpływu?
Coś tragicznego, co zrobiliście z własnej nieuwagi. Wydarzyło się. Nie możesz
tego cofnąć. Stoisz, siedzisz i czujesz jak drętwieje cały Twój organizm.
Oblałeś się kawą, wylałeś ją na klawiaturę, albo laptopa. Do wyrzucenia ciuchy,
sprzęt, albo spotkało Cię coś gorszego – wypadła Ci z siatki szklana butelka
browara. Już mam ciarki na plecach, a Ty?
:)
No więc byłem na Blog Conference Poznań i szedłem z kawą. W przerwach bardzo zależało mi na tym, żeby pokazać jaki jestem niedostępny, więc jak tylko mogłem czytałem książkę MORFINA Szczepana Twardocha, która rozwierca mi wnętrzności z każdą przeczytaną stroną. Serio, można usiąść z kamerą i obserwować moje reakcje i będzie to dużo ciekawsze niż filmik Znany Youtuber, ogląda satyryków oglądających Youtuberów (to autentyczny filmik z tego serwisu!). No więc idę z ciężkim plecakiem, który noszę z jakiegoś powodu zawsze tylko na jednym ramieniu i to obciążając bark, który mam słabszy. Kiedyś miałem wypadek. Grałem w piłkę. Przewróciłem się i takim celowym uderzeniem wystrzeliłem sobie bark z zawiasów. No dobra, nie był celowy, ale tak mi się udało, że nawet jakbym celował to by mi się nie udało.
No więc byłem na Blog Conference Poznań i szedłem z kawą. W przerwach bardzo zależało mi na tym, żeby pokazać jaki jestem niedostępny, więc jak tylko mogłem czytałem książkę MORFINA Szczepana Twardocha, która rozwierca mi wnętrzności z każdą przeczytaną stroną. Serio, można usiąść z kamerą i obserwować moje reakcje i będzie to dużo ciekawsze niż filmik Znany Youtuber, ogląda satyryków oglądających Youtuberów (to autentyczny filmik z tego serwisu!). No więc idę z ciężkim plecakiem, który noszę z jakiegoś powodu zawsze tylko na jednym ramieniu i to obciążając bark, który mam słabszy. Kiedyś miałem wypadek. Grałem w piłkę. Przewróciłem się i takim celowym uderzeniem wystrzeliłem sobie bark z zawiasów. No dobra, nie był celowy, ale tak mi się udało, że nawet jakbym celował to by mi się nie udało.
Przypomniał mi się kawał, jak żona mówi do męża, że jest
takim fajtłapą, że nawet gdyby był konkurs na fajtłapę roku to zająłby czwarte
miejsce. „Dlaczego czwarte”, pyta zafrapowany mąż. „No bo taki z ciebie
fajtłapa”.
No więc idę z książką, która rozrywa moje wnętrzności. Emocjonalnie
jestem roztrzęsiony, bo bohater dowiedział się bardzo ważnej informacji i
docieram do połowy zmagań z narkotykami. Obok otaczają mnie setki blogerów
stanowiących dla mnie konkurencję. Widzę jak się integrują, partycypują w jak
to nazwała Janina (jej wpisy stanowią dużą inspirację dla mnie, sprawdźcie ją!)
– odgrywają rolę społecznych labradorów. Ja chciałem być outsiderem i
przechadzam się po korytarzach szerokich, że spokojnie wyminęłyby się dwa tiry,
w trakcie trwania jakiejś prelekcji, więc nikogo nie ma. Idę trzymając w jednym
ręku książkę na wypadek, gdybym miał z kimś porozmawiać. W prawej ręce
przytrzymuję plecak, który prawy bark ledwo utrzymuje nie rozpadawszy się na
kawałeczki. Gdzieś pomiędzy niosę jeszcze bulgoczącą kawę o stopniu ciepła – nie
dotknę ustami tej kawy jeszcze dobre pół godziny (albo inna nazwa takiego
gorąca to lawa), bez przykrywki, w kartonowym kubeczku, który już poparzył mi
palce w stopniu pierwszym. Nagle stoję w przejściu i orientuję się, że rozlałem
kawę. Zrobiłem to. Nie dość, że zablokowałem sobie drogę innym do siebie przez
ten smutno/wściekły wyraz twarzy i wszystkie inne do tej pory zachowania –
teraz mam oblane kawą buty, trochę spodnie i muszę czymś wytrzeć malutki
fragment całego obiektu wypełnionego płytkami. Dookoła był przecież dywan, na którym można było znaleźć mnóstwo plam, plamek i rozlewisk kawy. Nie, ja musiałem wylać kawę na płytki, żeby ktoś się zaraz tutaj zabił z mojego powodu.
Przypominam sobie, że w trakcie obiadu ukradłem trochę
serwetek, więc je poświęcam dla sprawy. Schylam się i precyzyjnie chowam
MORFINĘ do plecaka, odkładam obok kawę i rozglądam się, czy nie stawiam właśnie
komuś celu do zgrabnego kopnięcia jak w footballu amerykańskim. I właśnie ta
żenująca chwila upewniania się, że już nie zostawiłem żadnego śladu po kawie, i
nie narażę nikogo na uraz przez poślizgnięcie się na kałuży, uświadamia mi, że
jestem cały bordowy. Dlaczego jest mi wstyd?
:)
Autentycznie zmarszczyłem czoło w zamyśleniu. Zabrałem spowrotem plecak na to samo, bolące już ramię, a w miejscu Morfiny pojawiła się kawa w bezpiecznej ilości, żebym nie wylał. Ta niebezpieczna nadwyżka została już wylana. Więc idę i myślę ile osób zdążyło zrobić mi zdjęcie i shashtagować #najgorzej. Myślę sobie dlaczego czułem wstyd nie wiedząc czy ktoś w ogóle widział mnie w tej sytuacji i co gorsze, dlaczego po wylaniu kawy czułem w ogóle wstyd! Jak w domu coś wyleję to przecież nie jest mi wstyd. Jestem niedoskonały, wow! Zdarzają mi się błędy, no niewiarygodne! Postanowiłem, że nigdy więcej nie będę się wstydził z tego powodu, że wylałem kawę, albo znalazłem się w jakiejś niezręcznej sytuacji, w której „ktoś może o mnie coś pomyśleć” – ktokolwiek to jest i cokolwiek by miał sobie nie pomyśleć.
Autentycznie zmarszczyłem czoło w zamyśleniu. Zabrałem spowrotem plecak na to samo, bolące już ramię, a w miejscu Morfiny pojawiła się kawa w bezpiecznej ilości, żebym nie wylał. Ta niebezpieczna nadwyżka została już wylana. Więc idę i myślę ile osób zdążyło zrobić mi zdjęcie i shashtagować #najgorzej. Myślę sobie dlaczego czułem wstyd nie wiedząc czy ktoś w ogóle widział mnie w tej sytuacji i co gorsze, dlaczego po wylaniu kawy czułem w ogóle wstyd! Jak w domu coś wyleję to przecież nie jest mi wstyd. Jestem niedoskonały, wow! Zdarzają mi się błędy, no niewiarygodne! Postanowiłem, że nigdy więcej nie będę się wstydził z tego powodu, że wylałem kawę, albo znalazłem się w jakiejś niezręcznej sytuacji, w której „ktoś może o mnie coś pomyśleć” – ktokolwiek to jest i cokolwiek by miał sobie nie pomyśleć.
Więc niezrażając się wracam w poplamionych spodniach na
drugi dzień BCP. I tam życie wystawia na próbę moją nową naukę. Sprawdzian z
lekcji z wczoraj. Siedzę sobie po lewej stronie sali, która z jakiegoś dziwnego
powodu zawsze była bardziej oblegana. Sam nie wiem dlaczego w ogóle tam
usiadłem. Chociaż nie, wiem, przecież niosłem kawę i szukałem najkrótszej drogi
na salę Ziemi. Więc siedzę. Udało mi się po drodze nie uronić ani kropelki
kawy, pomimo tego, że była równie gorąca co przy wczorajszej sytuacji. Dumny z
siebie, że tym razem wziąłem przykrywkę siadam jakby chwaląc się dookoła
ludziom: „Patrzcie, niosę kawę z przykrywką i dlatego unikam żenujących
sytuacji”. Siedzę i z podziwem dla swojej mądrości sączę sobie kawkę
wysłuchując programu. Jednak w pewnym momencie poczułem coś ciepłego na
brzuchu.
Na białej koszuli (bo dwa dni byłem ubrany w eleganckie
koszule, marynarkę od garnituru i najlepsze jeansy) – pojawiły się dwie duże,
brązowe plamy. JAK TO SIĘ MOGŁO STAĆ!? PRZECIEŻ MAM PRZYKRYWKĘ!? CO POSZŁO NIE
TAK!?
Otóż kubeczek był niedoskonały. Pod przykrywką para
wytłoczyła sobie małą dziurkę przez którą kapała malutka strużka kawa szukając
drogi gdzieś indziej niż do moich straszliwych ust. Wyobrażałem sobie, jak część z kropel z odrazą drążyły ten przeklęty tunel krzycząc: "Biegnij w stronę światła!". Kiedy już odnalazłem źródło
wadliwego systemu transportu cieczy z kubka do buzi zmrużyłem oczy. Flashbacki
przypomniały mi jak źle się wczoraj czułem i zrozumiałem, że nie muszę się
teraz źle czuć z powodu „złośliwości rzeczy martwej”. Potem uśmiechnąłem się do
kubeczka i myślałem, że fajnie jest tak wyciągać lekcje ze swojego życia. Tak
od razu. Z dnia na dzień. Fajnie.
Tylko tak teraz myślę co musiały o mnie pomyśleć
koleżanki-blogerki siedzące obok, widzące bordowego ze wstydu, blogera, który
nie dość, że poplamił sobie elegancką, białą koszulę to teraz uśmiecha się do
niemal pustego kubka z kawą…
Pozdrawiam
Rafau
PS: prawdziwa relacja z BCP już niebawem!
Komentarze
Prześlij komentarz