ANNA
Postanowiłam pójść na koniec korytarza gdzie
po prawej stronie, z wnęki intensywnie świeciły białe światła. Im bliżej
podchodziłam tym intensywniej czułam zapach stołówki. Kiedy byłam już na
wyciągnięcie ręki usłyszałam w końcu odgłosy inne niż tylko swoje. Jaka to była
ulga! Jednak jak tylko weszłam aż wrzasnęłam z przerażenia. Moim oczom ukazał
się przerażający widok pokiereszowanej twarzy. Wyglądał jak „dwie twarze”- jeden
z wrogów Batmana. Gość był w dobrym humorze bo ta zdrowa połowa się zdawała uśmiechać.
Jednak jego lewa część twarzy wyglądała jakby eksplodował mu niezły ładunek
rozrywający skórę i krusząc kości – ukazując piękno stworzenia w całej
okazałości. Naprzeciwko niego, a tyłem do mnie siedział człowiek w białym kitlu
– doktor jak sądzę. Siedzieli przy stole z klasycznymi stołówkowymi perłowo
białymi kubkami i ze słoikiem ogórków. Na środku stała wódka „z czerwoną kartką”.
-Przepraszam za moje zachowanie –
powiedziałam przerywając niezręczną ciszę spowodowaną moim najściem oraz
nietaktowną reakcję na widok żywego mięsa zamiast twarzy – oraz, że
przeszkadzam rzecz jasna również przepraszam.
-Nic nie szkodzi Pani Ładna – zarechotał „dwie
twarze”.
Odwrócił się pan doktor i spojrzał na mnie
od góry do dołu.
-No no, kogo my tu mamy – swoim szczerym
komentarzem w którym krył się podziw dla mojej kobiecości spowodował równie
szczere spazmy śmiechu u swojego towarzysza- Pani w odwiedziny do Mariana? –
odwrócił się do swojego kumpla od butelki – Gdybyś mnie uprzedził, że
zadzwoniłeś po towarzystwo, to bym więcej wódeczki przyniósł.
-Ja chciałam zapytać o mojego męża –
przełknęłam ślinę – ma na imię Paweł, leży w sali – doktor wstał nerwowo i
ruszył w moją stronę. Zastygłam w bezruchu. Ciśnienie skoczyło mi tak mocno, że
cała w jednej chwili oblałam się czerwonym jak barszcz rumieńcem. Chwiejnym
krokiem szedł najpierw prosto na mnie a po chwili odbił mocno w bok i przytulił
się do ściany. Idąc wzdłuż niej szedł, żeby zamknąć za mną drzwi. Nadal nie
mogłam się ruszyć.
-Pani usiądzie, pani Ładna – Wyszczerzył zęby
„dwie twarze” pokazując ich cały komplet. Otyły mężczyzna w niebieskim
szlafroku szpitalnym złapał za krzesło po swojej lewej strony i wskazał ręką,
że swobodnie mogę się poczuć siadając obok niego. Ani drgnęłam do chwili, kiedy
usłyszałam trzask drzwi i jakieś hałasy na korytarzu. Zaczęły tam nerwowo
biegać jakieś osoby. Słyszałam wózek i niezrozumiałe szeptanie. Odwróciłam się
a tam doktor oparty o ścianę chyba uciął sobie drzemkę.
-Co się panu stało? – stojąc w bezruchu
wykrztusiłam pierwsze co mi do głowy wpadło.
Mój Boże, co tu się dzieje?
DR. KOPICZKO
Sącząc szóstą kolejkę whisky Doktor Grzegorz
Kopiczko przeglądał stan pacjentów w jego szpitalu. Tak, to był jego szpital.
Czuł się tak wspaniale za każdym razem, kiedy otaczał troską ludzi i mógł
decydować o ich życiu. Miał wspaniałą, wyselekcjonowaną rodziną, do której
ostatnio dołączył Maciej – archiwista. Uwielbiał fakt, że ludziom dane jest
zajęcie, żeby czuli się ważni. To, że on jest ich pracodawcą uważał za
najwspanialszą funkcję spośród różnych które pełnił. Dawanie pracy, która
pozwala jego pracownikom się realizować to najwznioślejsza z cech doskonałego
lidera. Natknął się na teczkę Róży Białogórskiej. O tak, pomyślał sobie, dziś Pani
Róża będzie musiała pożegnać się z tym światem. Dlaczego? To proste, przeżyłaś
wyjątkowo swoje życie. Chorowałaś bardzo mało. Mogłabyś cierpieć przez kolejne
dziesięć lat. Pewnie pod koniec życia brałabyś po dwadzieścia tabletek zamiast
bułki z masełkiem. Odejdź godnie. Będziemy się o Ciebie troszczyć Pani Różo do
końca. Tak samo jak o Pani córkę. Sięgnął ręką po szklankę, przyłożył do ust i
zorientował się, że nic tam już nie pływa. Nie liczyło się dla niego ile już
wypił. Ważne było, żeby dopilnować teraz najbliższe projekty. Pochowanie babci
to teraz priorytet. Zamknął akta i z namaszczeniem nacisnął pieczątkę: SKLASYFIKOWANO:TAJNE.
Wezwał swoją prawą rękę. Stanisław pojawił się w kilka chwil.
Zgodnie ze zwyczajem wypukał szyfr po czym Ordynator wpuścił ochroniarza do
środka.
Ordynator przekazał najważniejsze szczegóły
jakie muszą być załatwione zgodnie z zasadami, a potem zgodnie ze zwyczajem
wszystko grzecznie powtórzył Stasiek.
- Jeszcze jedna sprawa – zaskoczyło to
pytanie Ordynatora – przepraszam panie Doktorze, ale muszę pana ostrzec przed
Maćkiem. Jego zachowanie jest co najmniej dziwne. Należałoby się jemu bliżej
przyjrzeć. Może wpadnę tam z którąś z dziewczyn, żeby sprawdzić jak zareaguje
na psychotest. Co ty na to szefie?
-Proszę bardzo, masz w tym dowolność,
dlaczego mnie pytasz o zdanie?
-Bo ta wnuczka Białogórskiej węszy, jak
spotka się z nim i nawrzuca mu do głowy wątpliwości, będzie po nas.
Te słowa bardzo rozbawiły Ordynatora.
Zaśmiał się pełnią głosu, która zakończyła się pijackim kaszlem.
-Bez żartów Stasiu – położył mu rękę na
ramieniu – Interes śmiga nam od dziesiątków lat. Mój ojciec to prowadził, ja to
prowadzę i poprowadzi to później Maciej czy tego chce czy nie. Już ja o to
zadbam. Rozumiesz?
Powiedział to spokojnym, informującym tonem.
Jakby nic innego na świecie nie było bardziej godne zaufania od słów jakie
Stanisław usłyszał w tej chwili. Uświadomił sobie, że właśnie dlatego tak ceni
sobie swoją rolę na tym kawałku świata jakim jest szpital przy ulicy
Żołnierskiej w Olsztynie. Docenił doktora Kopiczko jeszcze bardziej i bez
wahania ruszył do wykonywania kolejnego ważnego zadania.
Doktor Kopiczko wezwał pielęgniarki z
którymi miał dokonać niebawem sekcji zwłok podczas których zawsze potrafił się
dobrze odprężyć.
Pani Białogórska będzie miała spokojną
śmierć. Już nie długo wyleczymy naszą placówkę z cierpienia, myślał Stefan,
który wiózł babcię Anny przez opustoszały korytarz na poziomie minus dwa,
szpitala wojewódzkiego.
Komentarze
Prześlij komentarz