MACIEJ
Jaka śliczna ta dziewczyna – pomyślał tłumacząc, co robi wieczorem na dziedzińcu wewnętrznym Szpitala. Autentycznie mu się spodobała. Czekał, żeby powiedzieć o
nowo napotkanej znajomej swojej dziewczynie, że świetnie by pasowała do jej
planowanej sesji zdjęciowej. Blond włosy, ten błysk pasji w oczach i wygląda na
całkiem wysoką, chociaż w tym momencie siedzi przykucnięta w krzakach. Myślał
już jak zagadać, żeby móc wyciągnąć od niej numer, kiedy usłyszał jak coś
zmierza w ich kierunku. Jakaś duża postać na tle małej poświaty wydawała się
być zombie. Warcząca istota szeleściła nogami po śniegu. Dźwięk przypominał trochę
jak rozdrabnianie nogami chipsów, a trochę jak świszczące szorowanie widelcem
po talerzu. Postać zataczała się chwiejnym krokiem, jednak w stałej amplitudzie
wychylenia. Postać chwyciła się pnia drzewa przy którym siedzieli przykucnięci.
Wyraźnie odzyskała równowagę i kaszlnął prosto na głowę Ani zostawiając na niej
wszystkie niesamowite rzeczy jakie można tylko wykaszleć. Smród ciągnący się za
postacią dopiero dotarł do nosa Macieja. Rozpoznał, że to nie żaden upiór czy
zmutowany umarlak, a zwykły żul.
-Ghaale…-chwila zastanowienia- ghaaale co tu się
dzieje?-zapytał grzecznie ubrany w trzy płaszcze, czarną czapkę zachodzącą na
oczy spod których wydobywały się kędziory czarnych włosów-to moja kwatera-dodał
istotnie zaniepokojony jegomość.
Maciej był w tak ciężkim szoku, że zanim dotarło do niego,
że zajęli czyjeś miejsce spoczynku już zdążyła narosnąć w nim agresja i chciał
wstać i bić Bogu ducha winnego pijaczynę. Zerwał się na równe nogi i z
zaciśniętą dłonią dał krok w stronę właściciela placówki pod drzewkiem z
widokiem na prosektorium.
-Ghale czy ja pana czymś ura... - pijacka czkawka nie dała do
kończyć zdania za pierwszym razem-uraziłem?-podniósł obie ręce jakby się
poddawał. Jakby miał białe majtki, zawiesiłby je na kiju, żeby pokazać, że chce
pokoju. Trudno jednak przy takim trybie życia dbać o czyste, białe majtki.
No i w tym momencie dotarło do Macieja, że to co robi jest
niegrzeczne, bo przecież ten człowiek tu sobie spędza noce. Rozluźnił więc dłoń
i podał dłoń na przywitanie.
-Maciej jestem-rzucił kątem oka na Anię, która w przerażeniu
drżała jeszcze zębami i patrzyła jakby w ogóle nie uczestniczyła w tym co się
dookoła dzieje.
-Whitam w moich - kaszel tym razem nie dopuścił, żeby zdanie
zostało wypowiedziane jednym tchem. Jednakże teraz wypluwał charki i plwociny kulturalnie w czarne rękawiczki z
obciętymi palcami, z których wystawały grube, opuchnięte, poniszczone
paluchy z zaniedbanymi, długimi jak u dystyngowanych pań z tipsami,
paznokciami. Oczywiście kaszel skierował na prawą rękę, którą po chwili wytarł
o umorusaną błotem i wszystkim co się znajdowało obok pod śniegiem, kurtką,
którą akurat miał jako ostatnią na wierzchu-He-znowu salwa kaszlu, która
została wywołana przez nabranie marznącego z każdą chwilą powietrza do chorych
płuc, po kolejnych spazmach kaszlu w końcu spiął się cały w sobie i powiedział
niskim głosem-Henryk – i solidnym męskim uściskiem podał rękę Maciejowi.
Kiedy wypoczęty po kilkugodzinnej drzemce Pan Henryk już
miał uderzać w przemowę do niewątpliwie szanownej, pięknej i sympatycznej Panny
obok całując ją w dłonie, a być może i potrójnie całując w policzki, czego w
opinii Macieja Ania by nie chciała, Ania wstała i schowała się za Maciejem.
-A ja jestem Ania-powiedziała krótko sprawdzając sytuację w sali
prosektorium. W tym momencie wszystko co miała w brzuchu podeszło jej do
gardła. Widok rozkrojonego ciała, który przykuł uwagę wzroku, oraz smród
stęchlizny, brudu i skondensowanego potu, który wiernie podążał za Panem
Henrykiem stanowiło olbrzymie wyzwanie.
-Dlaczego Pan tu spędza czas? Nie boi się pan, że pan
zamarznie na śmierć, Panie Henryku?-zapytał Maciej udając rzeczowego,
konkretnego faceta, którym zawsze chciał być.
-Ghhaaależ oczywiście, że się nie boję, Paanie - ni to ziewną,
ni to kaszlnął, ciężko to opisać co teraz wykonał Pan Henryk. Niby wciągał
powietrze a rzęziło w płucach gorzej niż podczas kaszlu – bo widzi Pan, Panie,
prawda, tutaj pod tym drzewem przebiega jakaś rura grzewcza, i przez większość
dnia i trochę nocy jest tutaj naprawdę komfortowo. Poza tym, mam tu lepszą
rozrywkę niż telewizor, proszę tylko spojrzeć. Rozkładam się, prawda, tutaj pod
drzewkiem, grzeje mi w dupkę, brakuje tylko jakiegoś wina i można oglądać „Ostry
dyżur” na żywo.
Maciej, aż zaniemówił, dopiero sobie uświadomił, że nie było
śniegu w pasku o szerokości półtorej metra, w odległości od drzewa na wprost do
samego prosektorium. Nie pytał dlaczego stoczył się z górki na bok, bo zapewne
brak komfortu ciepełka w tyłek zbudził go z błogiego snu pijaka.
Postanowił pójść na układ, że da mu 20 zł na flaszkę i da im
jeszcze pół godziny oglądania tego co nazwał „ostrym dyżurem” na żywo.
-Ale gość, co? Ciebie też tak wystraszył?-Maciej zapytał
Anię.
-Nie zniosę tego smrodu ani minutę dłużej. Mam już dosyć
akcji na dziś. Zwijam się stąd - powiedziała Ania mocno poirytowana tą
pogawędką z przyjacielskim żulem. Bała się znowu rzucić chociaż okiem na to co
się dzieje na sali.
-Pomyśl tylko ile od tego żula można będzie się dowiedzieć.
Poczekaj ze mną na niego. Powiedz mi tylko, co według ciebie się wyprawia w tym
szpitalu.
-Jesteś na tyle silny, żeby zobaczyć co się dzieje, na tej sali?
-Tak, cały czas staram się mieć jedno oko tam, naprawdę się
dziś przestraszyłem w archiwum, i uciekając stamtąd trafiłem na ciebie. Odkąd
wszedł tam ordynator – na to słowo Ania drgnęła wyraźnie – dziewczyny biegały
dalej przy nim i pomagały mu rozkrajać tą biedną kobiecinę. Wyglądało to
zupełnie niepoważnie. Jakby rozpakowywali karton z prezentami. Cieszyli się
tańczyli, popijali alkohol. Teraz wygląda na to, ze już kończą, ale w między
czasie przywieźli dwa worki. To jakaś paranoja Aniu, trzeba to nagłośnić. W
jakiej gazecie pracujesz?
Ani zaczynało się kręcić w głowie. Wszystko traciło sens i
logikę. Przerażenie chwytało ją za gardło i brzuch z ogromną siłą. Jak walczyć
z takim imperium jak szpital? Jak można takim ludziom zaufać, że będą porządnie
leczyć Babcię Różę. Że wróci do zdrowia. A może już ją zabili. Wróciło
wspomnienie, kiedy Babcia groziła, że chcą ich pozabijać. Prosiła, żebym tu nie
przychodziła, a mój upór spowodował, że z większą wściekłością dopytywałam o
jej stan zdrowia. Nie mam już nikogo oprócz jej i mojego Pawła.
-Mam pewien plan. Pracujesz
w archiwum, tak?
-Tak, ale nie wrócę tam, zbyt mocno się boję. Powiem ordynatorowi,
że się źle poczułem i pójdę do domu. Poczekam tylko na tego żula, żeby
dowiedzieć się co tu się dzieje zwykle. Jak ty tego nie pociągniesz, ja się tym
zajmę.
-Zrobimy to razem. A tego ordynatora lepiej mijaj z daleka.
Komentarze
Prześlij komentarz