Ania
-Chcą nas pozabijać,
wszystkich!-wydzierała się Babcia. Z uśmiechem staram się przytakiwać, ale jest
naprawdę ciężko.
-Babciu, zaraz cię stąd wypuszczą. Pozwól lekarzom
wykonać swoją robotę, jak będziesz tak histeryzować to na pewno nic nie wskórasz.
-Już za późno! Już mi coś
pewnie podali!
-Babciu, podadzą to Ci
dopiero jak się nie uspokoisz.
-Masz rację
wnusiu-szepnęła, kładąc sobie palec na ustach, jakby chciała wyciszyć swój
poprzedni krzyk, który dudnił mi jeszcze w uszach. Spojrzała dookoła tak jakby
węszyła spisek dookoła siebie. Przymrużyła oczy w żalu za swoje dotychczasowe
zachowanie. Nie spodziewałam się takiej reakcji.
-Babciu, uspokoisz się już? Co ci
jest?-rozdrażniłam się.
-Kochana Aneczko Ty
moja…-rozpłakała się po czym zamiast leżeć na wznak przewróciła się w moją
stronę na bok. Chwyciła moją rękę, podłożyła pod policzek i tak chwilę płakała.
Rozejrzałam się dookoła.
Ściany były koloru biało niebieskiego. Od sufitu w dół było biało, od połowy w
dół było niebiesko. Gumoleon był brązowy. Nieźle rozegrane. Szpitalny
zapach dało się odczuć jakby bardziej niż zwykle. Z sali obok ktoś głośno
zawył, i zaraz rozległ się alarm. Nie interesowało mnie to jednak bo
zaintrygowała mnie inna scena. Widziałam obok dwa łóżka które wyglądały jak
lustra skierowane w moją stronę. Córki, wnuczki albo przyjaciółki przychodziły
do swoich starszych koleżanek, matek, babć i czekały aż one przestaną płakać. Z
tego co mi wiadomo, one też czekają na zabieg wymiany stawu-biodrowego albo
kolanowego. Poczułam ukłucie w sercu.
-Babciu, wyjdziesz stąd,
masz moje słowo-powiedziałam pewna siebie. Moi rodzice zmarli w tym szpitalu,
ale z Babcią jest wszystko ok. Czytałam o tym, że to prosty zabieg.
-Kochanie, nie wiesz nic,
prawda?
-Ale o czym…
-Nie odwiedzaj mnie
więcej-powiedziała klepiąc mnie po ręce-Po prostu żyj własnym życiem. Masz
wspaniałego męża, macie samochód i pracę. Na pewno masz wspaniałe zdrowie i nie
musisz tu przychodzić. Nie narażaj się więcej i tu nie przychodź. Proszę
Aneczko, posłuchaj
się mnie.
-Babciu, absolutnie nie
masz prawa zabraniać mi tu przychodzić-powiedziałam poirytowana już tą
histerią-będę tu przychodziła, choćbyś miała mi wydrapać oczy.
-No tak, w końcu po mnie
masz ten upór. Wszystko stracone…-i znowu płakała. Płakała aż zasnęła.
W tym momencie, kiedy
jeszcze emocje buzowały pomyślałam, że porozmawiam z lekarzem prowadzącym. Z
karty pacjenta odczytałam, że nazywa się Kopiczko i ma straszny charakter
pisma. Idąc
korytarzem zastanawiałam się do czego lekarzom jeszcze może służyć szpital.
Przecież to bez sensu, po co innego została
stworzona taka wielka placówka, jak nie po to żeby leczyć-wielu w
jednym miejscu. Chociaż-ten klimat. Rozejrzałam się po pustym korytarzu
na którego końcu znajdowała się recepcja. Tu zawsze było tak ponuro i
przygnębiająco. Podeszłam do recepcji i spytałam
czy mogę go jeszcze znaleźć.
-To ten pan-wskazała na
człowieka który czekał na windę.
-Panie doktorze! Proszę
poczekać!
-Witam, w czym mogę
pomóc?-spytał jakby odgrywał jakąś rolę w filmie, albo sprzedawał dywany. Już
miałam sobie go wyobrażać w salonie sprzedaży dywanów, mających w swojej ofercie
nowy model latającego dywanu Alladyn 5000, i po
chwili wróciłam do rzeczywistości.
-Czy pan zajmuje się
przypadkiem mojej Babci?
-Być może, a przypomni mi Pani jak ma na imię? Albo
chociaż gdzie leży?
-No tak, przepraszam, yyy
Róża Białogórska.
-Oczywiście,
przygotowujemy ją na zabieg wymiany stawu biodrowego z powodu dysplazji tegoż
stawu. Coś nie tak? Wygląda pani na zaniepokojoną.
-Nie, wszystko gra,
ale…-zamieszała
mi w głowie wyobraźnia. On na prawdę zachowywał się jak jakiś sprzedawca
tych śmierdzących tureckich dywanów.
-No śmiało, proszę
mówić-uśmiechnął się jak George Clooney.
-Chcę wiedzieć, że z moją
Babcią będzie wszystko ok.
-Będzie.
-Niech Pan mi to udowodni-zaświszczał mi głos.
-Ma świetną kondycję
fizyczną, świetne wyniki badań i naprawdę pozytywne podejście do życia. Jeśli
ona będzie chciała wrócić do zdrowia to może pożyje nawet do setki.
-Sama mówi, że ma 18
lat…do setki- wybuchnął śmiechem, jakby naprawdę go to rozbawiło. Że też
sprzedawcy dywanów znają się na żartach.
-Może Panienka spać
spokojnie,
Panno…
-Pani. Anna. Jestem
mężatką- powiedziałam to tak, żeby sobie darował te gierki.
-Jasna sprawa, świecąca ta
Pani obrączka-uśmiechnął się znowu. Gdyby chciał mi teraz coś sprzedać, pewnie
bym uległa, ale na flirty sobie nie pozwolę.
-Dziękuję, to wszystko co
chciałam wiedzieć.
-Może Pani być spokojna,
jestem ordynatorem tego szpitala. Nic nie dzieje się bez mojej informacji,
dlatego ze względu na Pani prośbę mogę powtórzyć badania.
-Jeśli uważa Pan, że
wszystko z nią w porządku, to niech Pan ją leczy. Pan jest doktorem. Dziękuję
jeszcze raz. Dobranoc-i uśmiechnęłam się jak do życzliwego nieznajomego, który
pomógł znaleźć drogę.
-Do zobaczenia Pani
Anno-skinął głową, uśmiechnął się i już nie było mi do śmiechu. Wyglądał
naprawdę przerażająco. To był ten rodzaj zmiany jak uśmiechnięty clown który na
co dzień zabawia dzieci, a w nocy je zjada. I wtedy się tak uśmiecha. O zgrozo,
pomyślałam, jak siadałam koło śpiącej Babci. To było naprawdę straszne.
Byłam u Babci łącznie już jakieś półtora godziny.
Pierwszy raz widziałam babcię w takim stanie. Pomyślałam, że przede mną jeszcze
długa droga i wyszłam. Sierota, pomyślałam o sobie kiedy barkiem zahaczyłam o
framugę drzwi. Gdzie ja mam oczy. Pewnie jestem zmęczona. Czas najwyższy
zwolnić tempo i odpocząć w domu.
-Dzień dobry kochanie!-od
razu ją odłożył i podszedł do mnie.
-Chyba dobry wieczór,
spójrz, już po 18-rozbawiłam go i zamiast mnie pocałować tylko przytulił i
zaniósł się jeszcze gardłowym śmiechem. Lubiłam to
uczucie, jak udało mi się go tak rozśmieszyć. A nie
jest to takie proste.
-Więc zapytam, dzień
miałaś dobry? Czy mogę tak zapytać?
-Oj już się nie czepiaj.
Był kiepski.
-Co się stało? Znowu nawalili
Ci roboty?
-Robert mnie wkurzył już
jak tylko weszłam do biura…-i opowiedziałam jak to było, że tyle się
napracowałam, zostałam po godzinach a potem poszłam do Babci. W tym czasie
Paweł nie przeszkodził mi ani razu, tylko w stosownych momentach dopytywał,
albo dodawał-„naprawdę?! Szok!”
Nim się obejrzałam leżeliśmy razem na kanapie a ja kończyłam opowiadanie dnia ze
wszystkimi szczegółami. Kończyłam też spaghetti
ugotowane wcześniej przez męża, które jakimś cudem znalazło się w moich
rękach siedząc na kanapie, żeby zgodnie ze zwyczajem później odłożyć brudny
talerzyk na podłogę.
-Ale się nagadałam!-powiedziałam,
po odłożeniu pustego talerzyka-A jak się najadłam! Dziękuję Misiu-i dałam mu całusa.
-To była czysta
przyjemność, ja miałem strasznie nudny dzień, dlatego z chęcią Cię wysłuchałem.-mówiąc
ziewną.
-A co myślisz o Babci? Nic
jej nie będzie, prawda?
-Daj spokój Skarbie, za
tydzień już będzie znowu energiczna,
jak dawniej.
-Tak bardzo chciałabym,
żeby żyła wiecznie. Nawet w takim wieku w jakim jest teraz, byłaby dla mnie
najlepszą przyjaciółką na zawsze…
Nim Ania się zorientowała,
zasnęła w objęciach męża. Mąż w tym czasie czytał dalszy ciąg książki.
Maciej
zaś miał zacząć pierwszą nockę w szpitalu.
Komentarze
Prześlij komentarz