-Od kiedy
jesteś świadomy?-zapytała moja żona kiedy siedzieliśmy przy stole w porze
obiadowej. Dzieci obojętnie jak zwykle patrzyły w talerz z papką i kończyły
konsumpcję. Pytanie jakie mi zadała zbiło mnie z tropu. Totalnie się go
nie spodziewałem. Opanował mnie wstyd, jeśli to w ogóle właściwe słowo. „Wstydzimy
się, jak ktoś dowie się o czymś, czego nie chcieliśmy innym wyjawić”-tak mówił
podręcznik, jaki otrzymałem tego pamiętnego dnia w pracy. Ta z kartką, żebym
przestał jeść lekarstwa. Zauważyłem wczoraj wieczorem, że mogę nauczyć się nie
mówić prawdy. Stanąłem przed lustrem, spojrzałem sobie w oczy i powiedziałem-„jesz
dalej te same tabletki, wszystko jest w porządku, nie musisz się o nic martwić”-i
poczucie bólu brzucha i dyskomfortu w poruszaniu się minęły. Jednak po chwili
sobie uświadamiałem, że to chwilowe. Bo mózg nie dawał mi zapomnieć o tym, że
grozi mi coś złego, przez to, że wiem.
Od rana
czułem się jakoś dziwnie. Jednak czułem się spokojniejszy, bo nasza ostatnia
rozmowa z Bożeną była przyjemna. Poza tym przez tyle lat jak jesteśmy razem
nigdy nic się nie działo niedobrego. Dlaczego miałaby teraz mi grozić?
-Nie próbuj
kłamać Skarbie-uśmiechnęła się, ale coś mi podpowiadało, że za uśmiechem kryje
się coś negatywnego.
-Nie wiem o
czym mówisz…
-Dzieci!-krzyknęła
tak niespodziewanie, że podskoczyłem, i ucieszyłem się, że przed chwilą byłem w
łazience, bo bym musiał zmieniać spodnie-Macie iść do swojego pokoju, podłączyć
się do komputera i w coś pograć, zrozumiano?
-Tak jest-odrzekły
obojętnie dzieci i odeszły od stołu.
-Od kiedy
taki wrażliwy się zrobiłeś na krzyki, co? Do tej pory jak krzyczałam w domu, na
nikim nie robiło to wrażenia. Gadaj od kogo masz tabletki. Od Bartka czy od
Mariny? Już zresztą nic nie musisz mówić. Trzeba się zastanowić jak to
upublicznić wszystko. Nie wyglądasz mi na takiego co by chciał przewrócić
system w stylu Mariny. Więc zapewne Bart i jego ludzie cię wciągnęli.
-Tak. Nie
chcesz nam pomóc, prawda?
-Posłuchaj
koleś uważnie, bo dwa razy nie będę się powtarzała. To co tu się dzieje, mam na
myśli tu w Olsztynie, to ewenement na skalę kraju. W każdym Państwie
członkowskim utworzono tak zwane: Miasto Marzeń, w którym będziemy robić z
ludzi warzywka. Jak widać wyraźnie po ponad 20 latach nadal nie możemy sobie
poradzić z naturalną potrzebą ludzi do prowadzenia sensownego życia i mimo to,
że większość buntów, jakie tu się działy dało się w miarę szybko stłamsić, to
teraz szykuje się nieuchronna porażka. Wiedzą to wszyscy. Ja jednak mam plan,
jak uratować wygodne życie szlachty i beztroskie, bezproblemowe i najtańsze
życie takiej masy ludzi. Potrzebujemy tylko jednego śmiałka, który obecnym
buntem zawiaduje, a ostatecznie się nawróci. Musisz zasiać w tych wszystkich buntownikach
ziarno bezradności. Jesteśmy gotowi wpuścić wszystkich do partii, tylko się
nawróćcie. Śmierć Barta na niewiele i tak się zda.
Poczułem się
strasznie. W jednej chwili wszystko się odwróciło. Bart nie żyje? Ciekawe co z
Robem. Czy ma to sens wszystko?
-Daj mi czas
do namysłu.
-Masz tu
bezprzewodowe słuchawki i odtwarzacz. Mi w przyswojeniu nowych wiadomości pomaga muzyka. Włóż
te małe kwadraciki do ucha-wstała od stołu i delikatnie włożyła jakiś
plasticzek do ucha. Potem gładko wzięła moją twarz w ręce, przekręciła tak,
żeby patrzeć mi z bliska w oczy i powiedziała głośno podając coś plastikowego
wielkości kostki czekolady-wciśnij na trójkącik, żeby włączyć a na kwadracik,
żeby zatrzymać!
Wcisnąłem i
poczułem pierwszy raz coś tak fantastycznego. Wstałem od stołu i poszedłem
położyć się na łóżku, żeby móc przyzwyczaić się do tego nowego doznania, nowych
sytuacji.
No właśnie. Co teraz?
-Nie ma
nikogo! Jesteśmy bezpieczni-powiedziała Marina wchodząc do sypialni Barta. Ja w
tym czasie przeszukiwałem osobiste rzeczy naszego lidera, który został
brutalnie zamordowany. Jak ktoś mógł dopuścić w mieście sprawiedliwości i
prawości do takiej zbrodni? Ta myśl nie dawała mi spokoju.
-Chodź do
piwnicy. Pomyślimy co zrobić z Bartem... i co dalej.
Ukryłem
dziennik Barta w wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki, którą nosiłem. Notes znalazłem
pod poduszką w sypialni, i ledwo zdążyłem go schować przed wejściem Mariny. Nie
wiem jakie ma zamiary, więc postanowiłem być ostrożny.
Kiedy zeszliśmy z powrotem do piwnicy okazało się, że ciała
Barta już nie ma. Usiedliśmy więc na podłodze w nadziei, że nikt nas tu nie
słyszy i nie widzi, i będziemy mogli o wszystkim sobie powiedzieć. Marina
opowiedziała mi całą historię jak poznali się z Bartem, jak budzili innych,
którzy się teraz ukrywają i jak doszło do podziału między nimi. Argumenty
jakimi się posługiwała Marina totalnie do mnie nie przemówiły i cieszę się, że
Barta nie omamiła blond kobieta o dziewczęcej twarzy, pięknych oczach i rzęsach
długich na kilometr. Głos też miała naprawdę wspaniały. Ale gadała głupoty. Nie
rozumiem, dlaczego tak bardzo chcieli otwartym buntem, zamachami stanu i
rozpowszechnianiem agresji zwrócić uwagę ONZtu. Po prostu tego nie rozumiem.
Wtedy Bart też tego nie rozumiał, ale od kilku tygodni niby zmienił zdanie.
Podobno weszli w posiadanie jakichś zapisków poprzednich „obudzonych”, których odkryli
i zabili. Przekazali dla kolejnych sensowny plan na rozwiązanie tego od środka.
Trzeba doprowadzić do ugody pomiędzy władzą a buntownikami, wprowadzić swoich
do środka, i wtedy od środka zrobić taki bum, żeby wszyscy dostrzegli, że
Miasto Marzeń to bzdurny pomysł na walkę z pogarszającą się sytuacją na
świecie. Niestety, skoro Bart na to przystał, muszę jej pomóc w jej planie. W
tej chwili poczułem ogromny ciężar notesu, który nosiłem w kurtce. Czułem, że
to klucz do zwycięstwa.
Po sesji
muzycznej, w której doznawałem synestezji zmysłów o której do tej pory tylko czytałem
w książkach, wstałem i zorientowałem się, że minęło 5 godzin. Wiedziałem,
że trzeba rozmówić się z żoną, i znaleźć Roba. Rob będzie wiedział jak mam się
zachować. Mam nadzieję, że wie już o tym, że jego bliski przyjaciel nie żyje.
Bożena jak
tylko mnie zobaczyła podeszła bardzo blisko i pocałowała mnie w policzek.
-Dzień dobry
śpioszku-powiedziała z takim uśmiechem i radością w głosie, że nie mogłem
uwierzyć, że to moja żona-jak tam, udało się poukładać w główce ten nowy
scenariusz wydarzeń?
-Muszę
spotkać się z…-czy ja powinienem jej mówić jak Rob ma na imię. Zatrzymałem się na
chwilę i dostrzegłem, że moja żona się szerzej uśmiechnęła, a po jeszcze chwili-parsknęła.
-No już nie
zdradzaj mi z kim-zaśmiała się jeszcze i mnie przytuliła. Poczułem jakbym
kiedyś już tego doświadczył. Jakbym śnił o tej chwili od dawna.
-Czy możesz
dać mi pieniądze?
-Co!?-wykrzywiła
brwi i usta w grymasie, jakiego dotąd nie widziałem-a po cholerę Ci pieniądze w
socjalistycznym miasteczku!?-wykrzyknęła.
-Potrzebuję...hmm,
sam nie wiem jak dużo. Ale potrzebuję. Dasz mi?
-Hmm-mruknęła
coś pod nosem i poszła do walizki, która leżała pod jej szafą. Kiedy ją
otworzyła zobaczyłem, że cała jest wypełniona banknotami. Wzięła złożony plik
banknotów i podała do ręki-Każdy ma wartość 500 zł. Masz ich w tym pliku sto
więc łącznie masz pięćdziesiąt patyków. Chyba Ci starczy, co?
Wzruszyłem
tylko ramionami i chwyciłem pieniądze. Faktycznie nie przedstawiały teraz
żadnej wartości, bo w stołówkach przydzielano posiłki, a produkty żywieniowe
lądowały codziennie pod każdymi drzwiami. Ubrania się brało ze sklepów tyle ile było potrzeba i takie jakie pasowały.
-Nie musisz
jutro iść do pracy Kochany. Tylko błagam Cię-wstała od walizki i podeszła znowu
bardzo blisko-błagam Cię. Tylko żeby Ci żadna głupota nie strzeliła do tego
dekla, dobra?-i pacnęła mnie w głowę.
Oszołomiony
i przestraszony pokiwałem tylko głową na zgodę. Zmieszany i rozdarty włożyłem
buty i wyszedłem z mieszkania żony. Wrócę tu następnym razem za miesiąc. Ale z Bożeną pewnie spotkam się szybciej.
Komentarze
Prześlij komentarz