-Pierwsze i najważniejsze-mówił ostrym tonem głosu,
jeszcze nikomu nie zależało na tym żebym coś zapamiętał-to jest wojna bracie.
Ludzie dookoła giną, zostają zabijani, tak jak twój przyjaciel Bart, i niedługo
może tak się stać ze wszystkimi.
-Dobrze, to pierwsze, a kolejne?-zapytałem szczerze
zaciekawiony.
-Dalej…-podrapał się po krótkich włoskach na brodzie
i zamyślił-kolejne z ważnych rzeczy, to żebyś w końcu przestał polegać na
słowach innych a zaczął samemu kombinować co robić. To jest naprawdę ważne.
-Chcesz mi powiedzieć, że nie napiszemy na to
żadnego planu, albo chociaż jakiejś mapy?
-Nie na tym życie polega, ale w tym wypadku, wszystko
musi pójść zgodnie z planem. Chodzi mi bardziej o to, żebyś nikomu nie ufał na
słowo. W tym systemie nawet dwie pozornie sprzeczne ze sobą organizacje nie
muszą mieć różnych celów. Mogą po prostu walczyć o władzę, a robić z innymi co
sobie zechcą. Rozumiesz?
-Tak, chodzi ci o to, że trzeba każdego poznać,
jakie ma cele, zanim mu się zaufa. A masz czasami tak, że komuś ufasz po jednym
spojrzeniu? Patrzysz na niego i mówisz, tak to człowiek, któremu zaufam?
-Tak, często tak mam-zaczął ściągać bluzę i pokazał
bliznę w okolicach lewego barku, nad samym sercem-to moja nauczka, że nie powinno się
ufać nawet osobie, którą się kocha.
-Ojej, musiało boleć.
-Zdrada nie jedno ma imię. Powiedz mi, czy ty się
czegoś boisz Robert?
-Czemu? Czego mam się bać?
-Tak tylko pytam. Odczuwasz strach?
-Czuję się słaby jak mam zrobić coś czego nigdy nie
robiłem.
-Przed tobą los tego miasta i wielu wielu
innych. Wynik badania ogłoszono już we wszystkich państwach członkowskich, czyli na
całym cholernym świecie. Pozostało nasze miasto, które czeka na ogłoszenie
twojej żony, że projekt jest niezaprzeczalnym geniuszem i utopią tylko tą
osiągniętą, do której zbliżały się ustroje przez ostatnie tysiące lat. Ja chcę
pokazać w ciągu najbliższych trzech dni, że ten świat to dystopia, że to śmierć
społeczeństwa i żaden humanitaryzm w ograniczaniu środków do funkcjonowania.
Czujesz powagę, przyjacielu?
-Czuję się słaby, o to ci chodziło? Chciałeś, żebym
tak się poczuł?
-Teraz czujesz się słaby, ale niech pamięć o tym
jakie to ważne da ci siły do zrobienia odpowiednich kroków jutro. I przez
następne dwa dni również. Masz dać z siebie najwięcej. Zrób to dla Barta, Roba, i
wszystkich, którzy chcą prawdziwego życia, a nie tej podróbki.
Siedzieliśmy w podziemiach lecznicy. Podobno dawno
temu lekarze bawili się tu w niezłe eksperymenty, i mówili ludziom, że ich
bliscy zmarli na dziwną chorobę, a tak naprawdę robili z tymi ciałami straszne
rzeczy. Siedzieliśmy w archiwum, gdzie pracował niegdyś bliski przyjaciel
Błażeja. Sam Błażej zdawał się przez chwilę nawet radosnym i pełnym humoru
człowiekiem, ale po chwili pojawiał się na twarzy ostry grymas, jakby nie ufał
nawet ścianie i musiał upewnić się czy nadal nią jest. Chodził zdecydowanym
krokiem, a na nogach miał ogromne, ciężkie trepy. Spodnie w kolorze szarozielonej khaki, i
koszulka, która uwydatniała świetnie wyrzeźbione mięśnie. Siedzieliśmy w
nadziei, że tu najmniej będą nas się spodziewać a jak przyślą jakiegoś łebka,
to jednego nie będzie ciężko ominąć. Później coś się wymyśli. W międzyczasie,
kazał mi myśleć jak się stąd wydostać. Skoro jesteśmy ścigani, i chcą mnie
zabić, to musimy wyjść ukradkiem. Jednak pomyślałem o czymś innym.
-Mam przy sobie trochę pieniędzy, może tym
przekupimy ochronę?
-Nie, te pieniądze przydadzą ci się później.
Zobaczysz, że jeszcze będziesz błagał o jakąś forsę, bracie. Ja jestem z
zewnątrz. Biegam po tym świecie więcej niż ci przywódcy, którym podetknięto
papier i kazano się zastosować.
-Ok-posmutniałem, poczułem się jakbym był w
beznadziejnej sytuacji. Błażej wyglądał na nieugiętego. Postawą nawet nie dał po sobie
znać, że coś tu nie gra, że musimy stąd szybko wyjść, albo, że może coś nam się
dziwnego przydarzyć.
-Mówisz, że ta ‘trutka’ w takiej ilości pozbawiła
mnie świadomości, a co stało się z Robem i Mariną?
-To Marina była u Ciebie z Robem? Rob się rozpłynął,
ale Marina przejęła dowództwo nad obozem buntowników. Rozmawiałem z nią, jestem
pewien, że lubi się z twoją żoną, bez urazy-machnął dłonią jakbym miał
zlekceważyć ostatnie słowa, które wypowiedział.
-Nie ufasz jej? Dlaczego? Wiesz co z Robem?
-Rozmawiałem z nim i Bartem jakiś rok temu przez
łącza komunikacyjne. Ustalili wtedy, że mają już wyjścia z bramek w całym
mieście, i wystarczy każdemu z ochroniarzy dać 500 zł za łebka. Wystarczy
każdemu nowemu dawać tyle kasy i po sprawie.
-Mam 50 tysięcy. Takich banknotów na pęczki ma moja
żona w walizce.
-Wiesz gdzie ta waliza? No jasne, że wiesz! Durniu,
czemu nie wpadłeś na to wcześniej! Możemy jeszcze uratować tyle osób! Ale kto
załatwi mi taki transport…już wiem! Przecież Lenny ma u mnie dług
wdzięczności-walnął się mocno w kolano, że klasnęło na całe piętro.
Usłyszeliśmy, że ktoś mówi: „odgłos dobiegał stąd”.
W mgnieniu oka Błażej przytulił się plecami do ściany przy jednym z boków drzwi.
Wyjął nóż i przygotował pistolet. Postanowiłem rzucić się w kąt za szafkami.
Kroki zbliżały się coraz szybciej. Słyszałem kroki więcej niż jednej osoby.
PS: opowiadanie o tym co przydarzyło się Błażejowi ukarze się w innym opowiadaniu
Komentarze
Prześlij komentarz