Gorące
powietrze zatyka dech w piersiach, wypuszcza chmary potu przez dziury w skórze,
i obciąża stawy jak wypchany gruzem plecak na każdej kości. Klimatyzacji! Choć
przez chwilę! Otyły mężczyzna przechodzący pomiędzy turystami z gracją słonia w
składzie porcelany ma takie problemy jak otyły mężczyzna w dżungli. Oprócz
oddechu, i resztek sił, szuka wzrokiem kawiarni, w której będzie mógł użyć
legitymacji. Jest! Eureka! To coś na co czekał od dwudziestu pięciu minut, i w
końcu ma! Jakby nic innego- głodujące dzieci, wojna, smród w wyschniętej obok
rzece nie miało tak dużego znaczenia jak ta kawiarnia. Wpada do środka i szuka
kelnera. Ale już jest spokojny, czuje przyjemny swąd klimatyzacji a na trzech
włosach na głowie wieje przyjemny chłodny wietrzyk. To coś na co czekał! Coś co
jak raz spróbujesz, to wiesz, że już nigdy nie powiesz „nie”. Oparł się o
nieoperowane dotąd kolano i dyszy z uśmiechem na ustach. Dopiero teraz sobie
uświadomił, że w prawej ręce nadal ma neseser. Jak dobrze, że żaden parszywy
cygan mu go nie ukradł.
-Kelner!-warknął
głośno swoim donośnym barytonem - Kelner! Gdzie Ty jesteś u diabła!-wykrzykuje po
angielsku.
-Si Signore,
proszę wybaczyć-grzecznie ukłonił się rodowity Włoch, trzymając tacę z drinkiem
o kolorze bladego słońca, oraz kanapką.
Nie trzeba
było długo czekać, niż nasz bohater chwyci za szkło i opróżni zawartość tylko
dlatego, że chciało mu się pić. Nie zastanowiwszy się nawet przez chwilę co
wypił, nadal sapiąc, wychrapał:
-Wszyscy,
wynocha-złapał się znowu za kolano, zakaszlał trzy razy i już trochę spokojniej
zaczął-rozporządzenie pierwsze, posiedzenie ministrów.
-Si-kiwnął
głową wąsaty chłopak i ruszył przekazywać wieści wszystkim dygnitarzom i
sekretarzom, którzy właśnie spożywali śniadanie i chowali się przed okrutnym, niepohamowanym słońcem. Zgodnie z rozporządzeniem, w momencie kiedy
ministrowie chcieli zasiąść do rozmów, wszyscy mieli opuścić lokal.
Nasz bohater
Stefan, rodowity polak, zasiadł tłustym zadem na kanapie przeznaczonej zwykle
dwom osobom przynajmniej. Odczekał 20 minut aż na pewno każdy z obecnych
przedtem gości opuści lokal na tyle, że rada ministrów będzie mogła rozpocząć
posiedzenie. Luigi w między czasie szybko opróżnił 2 butelki zimnego polskiego
piwa, i kazał nalać sobie burbonu, które nie miało leżakować mniej niż 7 lat.
Kiedy już
opanował emocje związane z bliską śmiercią pośród setek turystów, oraz
szukaniem odpowiedniej knajpy, w której podadzą mu zimne polskie piwo, chwycił
za neseser. Wpisał kod: 1234 na obu rączkach, a kiedy otworzył, na środku była
brązowa teczka. Starannie wyjął dokument z wnętrza, po czym odłożył neseser na
siedzeniu za nim. W między czasie większość obsługi opuściła lokal, gdyż do
końca posiedzenia rady ministrów miało minąć jeszcze przynajmniej kilka godzin.
Stefan chwycił za szklankę burbonu, powąchał zamoczył język, po czym donośnie
wykrzyknął: „Posiedzenie rady ministrów uważam za rozpoczęte!” Przechylił sporą
ilość alkoholu w stronę ust, tak iż mała stróżka pociekła mu po brodzie.
Niezdarnie wytarł buzię i otworzył dokument, w którym na pierwszej stronie były
dane mężczyzny o imieniu Robert Werbowy. Polak, lat 34, żonaty, dwójka dzieci.
Wysportowany, 7 razy awansowany, najnowszy awans to starszy oficer uzupełniania
płynów samolotów, obecny stan-nieznany. Wszystkie dane metryczne potwierdzone
przez żonę i „przyjaciółkę”-Jolantę, oraz bezpośredniego przełożonego. Zajmował
się ładowaniem rozpylacza do dronów HP(Humanitarnej Pomocy).
Co więc
nawywijałeś, że znalazłeś się w raporcie. I co u diabła byłeś w stanie zrobić w
Polsce, i to w samym Olsztynie!? Gruby Stefan, jako przedstawiciel Polskiego
Rządu w radzie ONZ miał dziś poprowadzić rozmowę na temat przyszłości Polskiego
narodu, oraz tego, czy system NEW CITY, ma rację bytu. Jak im wytłumaczyć, że
Polska nie jest krajem w którym można przeprowadzać takie badania. Jak byłem młody
to wydawało mi się fajne. Taka rewolucja na moich oczach. Dzieci zachować do
życia w nowym mieście, wszystkich innych wysiedlić, i wmówić tym w środku, że
są ważni. I zablokować dostęp do tego co na zewnątrz. Rewelacja! Niech myślą,
że są wyjątkowi, rozwijają na miarę tego na co im pozwolimy. Musiał się pojawić
jakiś wywrotowiec. Niech to czort!
Pacjentka numer
32 561-podano środek VAC 320-1, zawierający…a co mnie interesuje co zawiera,
gdzie ten zasrany przypis, o jest.
Innowacyjny środek, który zawdzięczamy…eh kolejny bufon co się za boga
uważa…stosowany od kilku lat ze 100%
skutecznością u osób, które kogoś straciły, i mają powiedzieć całą prawdę nie
powstrzymując się uczuciami do tej osoby. No i wszystko jasne. Jolu, opowiedz
nam, jak się poznaliście. Poznałam go w barze, powiedział, że wie o mnie
wszystko i dał mi tabletki, które miałam łykać. Powiedział, że po nich nie będę
słyszała już tych pisków w uszach, oraz, że będę mogła więcej pamiętać. Dlaczego
mu zaufałaś. Bo umiał mnie przekonać. Na każde rodzące się we mnie pytanie i
wątpliwość potrafił odpowiedzieć. Opowiedz nam dokładniej co Ci mówił.
Powiedział mi wszystko co wiedziałam o sobie. Powiedział, że dostał się do
moich kartotek. Potrafił z pamięci, bez żadnej pomocy powiedzieć mi jak
nazywały się moje zwierzątka, i jak nazywa się mój mąż, i gdzie pracuję. Ja
potrzebuję do tego kartki wspomnień, a on wszystko recytował z pamięci! Piszczy
jak wniebowzięta! Głupia, sama teraz mówi z pamięci. Ten eksperyment to
istna rewelacja! Czy podał jeszcze jakieś
szczegóły? Nie, to było wszystko. I po tym brałaś od niego tabletki, tak? Tak,
miałam też reagować na hasło: wypijmy małe piwo przed 12. Mówił dlaczego akurat
ty jesteś mu potrzebna? Nie. Jak wyglądały tabletki. Jak te na grypę i malarię.
Co za bęcwały. Wszystkie tabletki porobili takie same, i się pytają jeszcze czy
może geniusz podawał jej jakieś nowe tabletki. Musiała mu zaufać a ten cwaniak
musiał podebrać trochę z laboratorium, ale jak ten szczurek się domyślił, które
są które. Co było dalej?
Nie mogę
spać. Za każdym razem śni mi się ten sam sen. Że jestem w nocy odkrywany przez
policję, i obdzierają mnie ze skóry, a pod skórą mam kable, i elektryczne
przewody. Wstaję z łóżka i idę do łazienki. Patrzę w lustro. Żyję w tym mieście
już tyle lat. Jak za mgłą ale zaczynam widzieć moich rodziców pokazujących mi
gdzie jest tajemnica. To słowo zawsze pamiętałem, nawet po silnych dawkach 3
lata temu, pamiętałem to jedno, że muszę znaleźć tajemnicę. Teraz już wiem, że
to coś ukrytego, ale jeszcze niedawno było dla mnie tak niezrozumiałym słowem
jak gwiazda, albo miłość. Dobrze jest wiedzieć, takie poczucie, że w tej głowie
jest coś więcej niż makaron, który jak się gotuje to wychodzą słowa. Myśli są
jak chmury, które można włożyć w jakąś formę. To coś co może zmieniać
rzeczywistość. A raczej to jak coś widzimy. Od tego myślenia boli głowa, i spać
nie można-taka z tego zła korzyść tylko. Chciałbym powiedzieć do żony albo do
dzieci miłość, ale niestety one tego nie rozumieją. Nie myślą jak ja. Bo
codziennie chodzę do pracy i pomagam tym złoczyńcom nami manipulować. To jest
najważniejsze słowo jakie usłyszałem i o którym myślę. Manipulacja, jeśli to co
nas otacza to wszystko manipulacja.
Przez
zupełny przypadek dostałem się do laboratorium w momencie kiedy miałem urlop od
mojej codziennej pracy. Na pewnych wykładach z anatomii człowieka
organizowanych w ramach akcji „urlop dla nauki” byliśmy w fabryce tabletek.
Tabs Incorporation to jedyna w mieście siedziba dostarczająca wszystkim
mieszkańcom odpowiednie zapasy lekarstw. Pokazywano nam najróżniejsze rodzaje i
tłumaczono, jak to możliwe, że wyglądają tak samo, mają taką samą wielkość to
potrafią pomóc zarówno na grypę jak i na malarię bądź raka. Teraz już wiem, że
wszystkie te leki to odwrotność karmienia. Jakby od jedzenia człowiek czuł się bardziej wyczerpany, niż by wcale nie jadł. Wydawało ci się, że cię boli, a
może nawet naprawdę źle się czułeś, więc brałeś tabletkę, która zabije cię na
amen. Często słyszeliśmy, że ludzie na grypę umierali, ale chcieliśmy temu
zapobiec. Tylko, że ja teraz znam prawdę. To też manipulacja!
Komentarze
Prześlij komentarz