Jutro będzie lepiej - krótkie skończone opowiadanie


Nazywam się Jarek. Moja żona Beata a synek to Leszek. Mam trzydzieści lat. Jest rok 2021. Minął odpowiedni czas od mojej własnej tragedii, którą ciężko zniosłem. Przyszedłem teraz odwiedzić moją dziewczynę, która właśnie płacze po utracie kogoś bliskiego. Dowiedziałem się o tym smutnym fakcie na tyle wcześniej, żeby w domu napisać do niej list. Wręczam jej go na dzień dobry. Bez przytulenia. Bez pocałunku. Bez rozmowy. Wiem, że bardzo cierpi. Pozwoliłbym jej wydrapać sobie oczy, gdyby tylko mogło to jej jakoś pomóc. Myślę, czy spisane słowa mają jakiś sens. Przecież stanąłem kiedyś przed paraliżującym jutrem. Pomogło mi wtedy pozytywne myślenie. Jednak przekonywanie drugiego człowieka: „Keep calm and stay positive!” wydaje się bezcelowe. Wręcz to bez sensu. Wmawianie, że jej ojciec będzie jeszcze żył w innej, duchowej formie – też nie wydaje się przekonujące. Więc niech posłucha mojej historii.

„Czytaj uważnie. Skup się. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego piszę Ci to w liście. Już mówię. Dlatego, że przed Tobą najcięższy dzień. Albo jeden z najcięższych. Wiem, że znamy się niedługo. Kilka randek, kilka miesięcy znajomości. Wiem, że to mało, żeby poznać drugą osobę. Dlatego też wolę napisać Ci w liście to, co mi się przydarzyło. Spotkałem raz tak bardzo przerażające JUTRO, że wolałem się zabić, zaszyć w dziczy, zniknąć, niż pojawić tam, gdzie musiałem. Sprzedałem później mieszkanie, bo straciłem  cały sens w swoim marnym życiu. Ty stoisz przed czarnym dniem. Jutro. To hasło przeraża, przerasta. Nie chce się zasypiać, żeby człowiek nie musiał się z tym mierzyć, nie? Pamiętam ten stan bardzo dobrze. Pozwól więc, że mimo tego, że znamy się niedługo, to opowiem, jak poradziłem sobie ze stratą i przerażeniem przed okrutnym jutrem.

Poznałem  kiedyś kobietę o tak niezwykle wyjątkowej osobowości, że byłem gotów paść przed nią na kolana od razu i zobowiązać się do wiecznego spełniania jej pragnień. Chciałem stać się dla niej wszystkim. Niestety nasze życie nie było usłane płatkami róż. Bardziej przyrównałbym tę drogę do walki o przetrwanie w ogrodzie złożonym z wysoko ciągnących się  cierni, które zadawały okrutny ból i nie pozwalały cieszyć się życiem. Minęło jednak kilka lat i jakoś nasze życie się ułożyło. Zmieniliśmy oboje nastawienie. Z czasem przekonaliśmy się do siebie. Byliśmy szczęśliwą parą. Spełnionymi ludźmi żyjącymi w związku.

Wzięliśmy  ślub z myślą, że ten dzień będziemy wspominać jako najbardziej epicką imprezę w naszym życiu. Żyliśmy właśnie na tę chwilę. Kiedy nasza miłość  dojrzała. Wzajemna lojalność rozwinęła się bardzo mocno. Radość z przebywania w swoim towarzystwie sprawiała największą przyjemność. Pożądanie zintensyfikowała się maksymalnie. Od tej pory jakby te wszystkie problemy rozkładały się na naszą dwójkę. Staliśmy się jednym ciałem. Czasami ktoś z nas bardziej marudził, a któreś przez to było stratne. Żyliśmy dla drugiej połówki w nadziei, że niebawem uda się nam zajść w ciążę. Wiem – podobno to banalnie proste. Jednak jej problemy natury kobiecej, oraz mój stresujący styl życia spowodowały, że zajście w  ciąże graniczyło z cudem. Jednak pewnego dnia się udało. To chyba najpiękniejszy okres, jaki kiedykolwiek przeżyłem. Kupiliśmy wszystko to, co niezbędne będzie dla dziecka. Pomalowaliśmy pokój dla Leszka. Mój  wymarzony syn. Czekałem na niego z ogromnymi emocjami.

Syn  Jarosława, mój syn, dojrzewał bardzo zdrowo. Pewnego dnia chciał wyjść za wcześnie. Żałuję, że tak uparłem się na jego powstrzymanie. Uznaliśmy, że powinno poczekać do pełnych dziewięciu miesięcy. Być może byłbym samotnym ojcem, ale jakże zdeterminowanym. Zamiast tego wydarzyło  się nieuniknione. Ile to już lat bym o tym nie myślał, nadal nie daje mi to spokoju. Zawsze będę myślał o tym, że moje głupie decyzje, jak i te dobre doprowadziły do tego, że jestem bez nich. Moja żona na rocznicę  ślubu koniecznie chciała mi coś kupić. Zgodnie z moją prośbą zamówiła coś przez internet, żeby nie musiała opuszczać domu. Jednak w chwili, kiedy kurier dzwonił do mieszkania, ona spała jak kamień. Postanowiła wbrew moim prośbom wziąć samochód i pojechać do sortowni. Zadzwoniła do mnie kiedy dojeżdżała do sortowni. Nie chciała żebym się martwił. Mieliśmy spotkać się gdzieś na trasie do domku. Kiedy wracała złapały ją  skurcze. Na chwilę przed wjechaniem w zakręt. Nacisnęła na hamulec odrobinę zbyt gwałtownie, zbliżając się do zakrętu w prawo. Koła poślizgnęły się po wilgotnej drodze i wjechała w samochód, który akurat nadjeżdżał. W okolicy nigdy jeszcze takiego wypadku nie spowodowała ciężarna. W ósmym miesiącu ciąży.

Jej śmierć zdawała się być niemożliwa. Wczoraj się z nią kochałem. Wczoraj tuliłem opasły, nabrzmiały brzuszek. Wczoraj całowałem jej ciepłe, uśmiechnięte usta. Dom był świątynią miłości z boginią w jej centrum, która promieniowała radością i szczęściem na kilometry. Urwane było po jednej złej decyzji. Opuszczenie tego miejsca skutkowało brakiem błogosławieństw, które jakby  spływały na naszą rodzinę, odkąd dowiedzieliśmy się o nadchodzącym dziecku. Miałem wczoraj siły na dosłownie wszystko. Niewyczerpany zapas energii pozwalał mi na to żeby po pracy robić specjalne przygotowania, uczyć się o tym jak dbać o niemowlę. Kiedy wracałem wyjątkowo zatrzymałem się w korku. Widziałem jak karetka, która do tej pory mknęła  na sygnale, nagle zwolniła diametralnie i zgasiła koguty. Widać było, że przewożony pacjent nie żyje. Nie wiedziałem, że to moja Beatka. Nie wiedziałem, że nie przeżył też mój syn.

Przeszył mnie fizyczny ból na widok roztrzaskanego auta. Bolało w moich wnętrzach tak mocno, że nie mogłem w żaden sposób opanować ciężkiego oddechu. Świat zawalił się jednego dnia. Po powrocie do domu zastałem pustkę. Ogień miłości zgasł, a chłód jaki odczułem w chwili, kiedy zorientowałem się, że nikogo tu nie ma – zmroził moje serce. Najpierw się rozpłakałem. Potem niewiele myśląc, rzuciłem się do drzwi samochodu. Kiedy wyjeżdżałem z bramy zobaczyłem, że zbliża się na moją posiadłość radiowóz policyjny. Para funkcjonariuszy wysiadła z auta i w milczeniu zbliżali się do mnie. Prawda, której nie chciałem usłyszeć, rozdarła moje serce na kilkadziesiąt kawałeczków. „Nie ma już szans. Panie Jarku,  bardzo nam przykro” – powiedział barczysty policjant. Jego partnerka przytuliła mnie składając kondolencje. Po chwili zawrócili się i wrócili  do swoich zajęć. Do swojego życia.

Płakałem bardzo głośno w domu. Niedługo przyjechali przyjaciele, rodzina, żeby mnie pocieszyć. Spławiłem wszystkich, chcąc zostać sam. Ojciec powiedział, że  będzie spał w drugim pokoju i nie pozwoli, żebym zrobił sobie coś złego. Powiedziałem mu, że jak jeszcze raz zapomni, co oznacza słowo dorosłego faceta w pustym domu, to gorzko pożałuje. Ruszyłem do miasta i  zaopatrzyłem się w alkohol. Następnego dnia chcieli, żebym zobaczył ciała – nie zgodziłem się. Powiedziałem, że od tego jest moja rodzina. Piłem do dnia pogrzebu. Trwało to cztery długie dni, w których czułem się porzucony. Jakby ktoś przepołowił mnie. Pozbawił prawej ręki, nogi, części głowy.

Kiedy jednak ten mroczny rytuał zakopywania ludzi pod ziemię miał nastąpić jutro – ogarnął mnie nieznany  dotąd strach. Czułem, jak roztapia się rzeczywistość i zanikam w ciemności. Przerażenie na myśl o zmierzeniu się z tą odrażającą procedurą ogarnęło mnie do tego stopnia, że nie chciałem więcej nic myśleć. Przeżywanie własnego dziecka, chowanie swojego potomka oraz ukochanej. Najbliższej mi przyjaciółki. Cierpienie wydawało się pochłaniać mnie całego. Jednak nie uwierzysz, co znalazłem w chwili, kiedy myślałem, że ze sobą skończę.

List.

Moja  żona napisała go do siebie, kiedy traciła swojego ojca. Napisała tam – „Jutro Będzie Lepiej”. Poznaliśmy się jakiś czas po tym mrocznym wydarzeniu w jej życiu. Napisała w nim, że chce pomimo śmierci najbliższych funkcjonować najlepiej jak potrafi. „Niech umarli chowają swoich umarłych. Ja żyję dalej.” Manifestowała to, pisała ogromnymi literami i dodawała mnóstwo wykrzykników. „Nie poddam się! Śmierć nie ma  dla mnie takiego znaczenia. Ty Tato znaczyłeś dla mnie bardzo dużo – dziękuję ci za to, ale nie trzymaj mnie na uwięzi. Puść mnie! Nie chcę już tkwić w tej rozpaczy! Chcę zacząć znowu żyć! Zakochać się, mieć dziecko! Chcę znowu szczęśliwie się uśmiechnąć. Na myśl o tobie zawsze będę przystawać w moim życiu i zastanawiać, czy to, co przeżyłam, to jak  się zachowuję, to co planuję, cieszyłoby się twoją aprobatą.” Sparaliżowany trzymałem kartkę i nie mogłem powstrzymać płaczu. Wydało mi się to przekazem z zaświatów. Chcesz, żebym funkcjonował tak samo jak  ty?- zapytałem swojej żony.

Słodkie gorzkiego owoce


„Tak!”- można było przeczytać dalej. „Najczarniejsza chmura – co przykrywa? Zasłania wspaniałe słońce i w końcu ono zwycięży. Choćby zalewał potop i tak nastąpi później tęcza.” Nie mogę żyć w marazmie smutku i żalu ani dnia dłużej, pomyślałem. To bardzo ciężko żyć po śmierci bliskich. Szczególnie, kiedy tyle zainwestowało się w tak bardzo bliskich, jak własna żona i nienarodzony syn. Musiałem sprzedać nieużywany wózek. Zrobić coś z jej ubraniami. Pokazać się jutro na pogrzebie. Zobaczyć, jak przykrywają kupą piachu moich najbliższych. Wyobrażenie o jutrze ścinało z nóg i zabierało siły do chwili, kiedy nie przypomniałem sobie jaki zaszczyt mnie dotknął, że poznałem Beatę.

Była wrażliwa, radosna i pełna pozytywnego myślenia. Zmierzenie się z takim ciosem w młodym wieku pomogło jej zachować pozytywne myśli. Potem walczyła o pozytywne relacje ze mną nawet, kiedy bardzo tego nie chciałem. Podczas tych ośmiu niełatwych miesięcy za każdym razem witała mnie z uśmiechem. Nawet kiedy kręgosłup bolał ją tak mocno, że stękała, czuła się napuchnięta i nieatrakcyjna – wiedziała, co nas łączy i jak bardzo ją kocham. Nie zwątpiła w to ani jednego dnia.

Po  przeczytaniu tego przypomniałem sobie osiem kroków do przywrócenia rozsądnego myślenia. Zacząłem od oddechu przeponowego , który pomaga okiełznać atak paniki i kontrolować chęć ucieczki od tego co się naprawdę wydarzyło. Potem zastosowałem obecność . Alkohol determinował oddalanie w wyobraźni nadchodzącego dnia, a to musiało wydarzyć się jutro. Wyobraziłem sobie więc co czeka mnie naprawdę. Kolejne było ustalenie własnych potrzeb fizycznych aby móc wspomóc własny organizm w pokonaniu jutrzejszych wyzwań. Odreagowanie , oraz odpoczywanie mogłem sobie darować, bo nie ruszałem tyłka sprzed telewizora, laptopa i konsoli przez kilka dni. Delegowanie emocji to umiejętność nie obciążania się winą za to co się wydarzyło. Niesprawiedliwe wydaje się, z  logicznego punktu widzenia, że to co się wydarzyło było moją winą. Odżywienie również było punktem, który musiałem uzupełnić i na wieczór przyrządziłem sobie porządne spaghetti. Ostatnim punktem jeśli chodzi o radzenie sobie ze stresującymi sytuacjami to umiejętność opiekowania się  sobą . Polega ona na tym, aby rozpoznawać co nam służy a co szkodzi. Szczególnie ma to związek   nawykami myślowymi. Nie mogę wciąż rozpamiętywać taśmy ze ślubu, jak wiem, że wprawia mnie to w silne przygnębienie. Z drugiej strony muszę pozbyć się alkoholu, który zdawał się codziennie oczyszczać mnie z całego zła świata – nie było to dobre na dłuższą metę. Ogarnięty psychicznie i ze spokojnym oddechem w końcu zasnąłem.

Kiedy zjawiłem się na pogrzebie z uśmiechem na  ustach, wzbudziłem sporo kontrowersji. Część z ludzi powiedziała, że nigdy nie kochałem swojej żony i dziecka. Nie wiedzieli, co mówią, dopóki nie odczytałem mojej mowy, którą wygłosiłem po całej uroczystości.

„Chociaż wczoraj umarłaś, a jutro będziemy  już godzić się z Twoją śmiercią ostatecznie, dziś porozmawiamy jaka byłaś. Nigdy byś nie chciała sprawiać nikomu bólu. Zawsze chciałaś rozbawić, wydobyć kogoś z dołka, wesprzeć, dodać sił, zmotywować. Nikomu  z obecnych tu ludzi nie udało się tego zrobić choćby w kilku procentach. Jakbyś przyszła na świat z celem, aby pozostawić po sobie świetne wspomnienie. Jakby każdy, kto cię poznał musiał dziękować za to Bogu. Ja to wiem najlepiej. Chociaż niekiedy odkrywałaś przede mną wadliwy charakter – dążyłaś do pokoju i radości – zawsze ostatecznie tak  to się kończyło. Kiedy umarł twój ojciec – a było to ponad dziesięć lat  temu – napisałaś na kartce, że zawsze, kiedy o nim pomyślisz, przystaniesz w życiu, by się zastanowić, czy to, co robiłaś i planowałaś  zrobić, cieszyłoby się jego aprobatą.
Pomyślę więc tak  samo o tobie jutro. I pojutrze. Każdy powinien żyć, dając najlepszą wersję siebie każdego dnia. Wiem, że nie robiłaś tego, by mu się przypodobać, ale żeby być lepsza. Ja chcę być lepszy. Nie chcę już ani razu martwić się o nic mało wartego. Nie chcę więcej szukać wiatru w polu. Nie chcę oddawać pustych ciosów. Nie chcę ranić ani przyjmować bezsensowne pchnięcia nożem od innych. Odkąd cię poznałem, stałem się lepszym człowiekiem, a moje jutro – ma piękniejszy cel.”

Myślę,  że stajesz dzisiaj przed ogromnym wyzwaniem. Stajesz przed jutrem, które stanie się dla ciebie bolesnym doświadczeniem. Nie wiem wiele o Twojej przeszłości. Być może umiesz radzić sobie z takimi sprawami. Może  nie przeraża Cię to, co masz jutro. Chcę jedynie Cię zachęcić tymi słowami do dobrego nastawienia. Wszystko co przed Tobą – może być miłe, dobre. Chciałbym, żebyś nie patrzyła na ten świat jako okrutne pole wojenne. To nie jest tak, że każdy chce Cię wykorzystać ani czegoś pozbawić.
Stajemy na co dzień przed różnymi sytuacjami.  Na niektóre jutra jesteśmy przygotowani lepiej, a na niektóre gorzej. Grunt, żeby chcieć przyjąć to na klatę. Kiedy odpływałem w pijacki trans  czułem, że to, co na świecie coraz mniej mnie dotyczy. Tak jest, kiedy uciekasz do swojego wyimaginowanego świata i patrzysz na wszystko przez dziurkę od klucza. Zabarykadowanie się i chowanie za alkoholem, innymi używkami, pracą, obowiązkami – to zawsze ucieczka i nieumiejętność skonfrontowania z rzeczywistością. Po co Ci te blokady. Wyjdź proszę na zewnątrz. Otwórz się na ludzi. Otwórz na świat. Wiadomo, że wrażliwi ludzie cierpią, ale w żadnym wypadku nie powinnaś bać się rzeczywistości. Nie jesteś już małą dziewczynką. Możesz stanąć naprzeciw  światu i powiedzieć – „Hola, hola! Gdzie ty zmierzasz podły świecie? Nie w tę stronę!”

Uważam, że swoją twórczością możesz pokazać innym jak głęboko można zaglądać w głąb siebie. Pomożesz innym zdobywać siły. Nie powstrzymuj więcej łez. Nie bój się poruszać trudnych  tematów. Bo jutro BĘDZIE lepiej, jestem tego pewny. Jeśli uznasz, że jutro było niewystarczająco dobre, to kolejne jutro może okazać się lepsze. Nie bój się, że nie podołasz. Sukces opiera się na porażkach. Każde wyzwanie będzie kolejną cegiełką do sukcesu, a przekroczenie własnych ograniczeń zburzy mur, który ktoś pomagał Ci budować wokół siebie.

Podobno jak szukasz tego co złe, to skupiasz się na tym i faktycznie dostrzegasz tylko złe rzeczy. Niestety – tak nie  wygląda życie moja droga – obok niedobrych rzeczy jest też mnóstwo pięknych spraw. Pomyśl tylko, co wspaniałego przytrafiło się nam, kiedy spotkaliśmy się we dwoje. Zjedliśmy smaczny posiłek, który mogliśmy smakować, a nie krytykować za zbyt małą ilość węglowodanów   w daniu. Trzymałaś mnie za rękę i wpatrywałaś w moją twarz, nie myśląc, ile mam na niej zmarszczek, ani co ta twarz doświadczyła złego w swoim życiu, tylko skupiłaś się, że z maślanym wzrokiem obserwuję Ciebie. Spotkał nas  deszcz, przy którym zamiast przeklinać, nakręcając się nawzajem agresją  – zaczęliśmy tańczyć beztrosko. Czy świat nie składa się w większej ilości ze scen pięknych   i fantastycznych? Do nas tylko zależy, jak to jutro będzie wyglądało.

Kiedy myślę o moich dwóch skarbach czekających na zmartwychwstanie, myślę o tym, co mam z nadziei na życie po śmierci. Dla nich to jest ratunek, że może będzie mi je dane  kiedyś zobaczyć. Żyją jednak w mojej pamięci – i pomagają skupić się na  szukaniu pozytywów w moim życiu. Ty jesteś taką pozytywną postacią. Dziękuję za wspólnie spędzone chwile. Dziękuję, że jutro będę mógł Ci towarzyszyć na pogrzebie.

Błagam Cię tylko o jedno – nie załamuj się, to jeszcze nie koniec Twojego życia. Jeszcze jest mnóstwo przed Tobą jutr, które będą być może jeszcze cięższe. Zaraz wydajesz książkę. Jutro będziesz uczyć się gry na fortepianie. Zaraz zaczniesz pracę na nowym stanowisku w pracy. Zaraz ktoś się Tobie oświadczy i będzie chciał z Tobą żyć aż do śmierci. To wszystko nie może  stać się wczoraj, jeśli nie będzie jutro. Pomyśl więc każdego dnia wieczorem, przed nadejściem kolejnego dnia: Jutro, uważaj, nadchodzę!
Koniec.”

Trzymała list w rękach i nie mogła oderwać od niego wzroku. Poleciało jej kilka łez po policzku.
W milczeniu przytuliła mnie.

Na  pogrzebie jej oczy płakały, jednak gdzieś w środku czułem, że naprawdę jest spokojna. Zapytana   o przemowę pożegnalną, odważnie poderwała się na nogi.

„Jestem przekonana, że życie po śmierci istnieje. Jednak te zaświaty przygotowane są dla zmarłych. Nie dla żyjących. Uświadomiłam sobie wczoraj jak bardzo sprawy przyziemne wstrzymują nasze szczęście. Tęsknota, rozczarowania, głód, pragnienie – te wszystko potrzeby mocno osłabiają. Jednak można się na nich nie skupiać. Myślę od kilku dni, dlaczego stało się coś tak strasznego, że kochająca córka traci ukochanego, idealnego Tatkę.”

Jej wzrok spotkał się z jej matką. Obie puściły łzy z oczu jakby wstrzymywane do tej chwili. Wzięła kilka wdechów i kontynuowała:

„Nie  ma celu w śmierci. To pewien etap, z którym musimy się zmierzyć – każdy  z nas, z czyjąś śmiercią. Nie powiem, że się z tym pogodziłam, jednak jednego jestem pewna – życie składa się ze zbyt fantastycznych rzeczy, żeby takie dni jak dziś powstrzymywały od realizowania się w tym, co nam  pozostało. Kto z was wie, czy jutro się obudzi? Takie dni jak dziś uzmysławiają, że powinniśmy odpowiednio liczyć godziny. Już nawet nie dni, ale właśnie godziny. Jak z nich korzystacie? Marnotrawicie? Uczycie  się nowych rzeczy? Myślicie o głodzie? O tym czego nie możecie zrobić, albo tego czego pragniecie? Jakie będzie moje jutro? Myślcie raczej tak,  żeby w dniu kiedy wy umrzecie, ktoś stanął przed waszą trumną i powiedział, to co ja teraz. Mój ojciec przeżył celowo życie. Nauczył mnie wrażliwości na muzykę, otaczający mnie świat. Na poezję. Piękne jest życie. Bawcie się więc i smakujcie nowych rzeczy. Powtarzanie schematów zostawcie robotom – bądźcie odkrywcami. Kolumbami własnych małych ameryk. Nie zatrzymujcie się, a kiedy pomyślicie o zmarłych – przypomnijcie sobie czego was nauczyli. Jeśli uwierzymy w to, że życie nam sprzyja, to możemy je pokochać niezależnie od tego co nam przynosi. Przecież życie wciąż składa się z rzeczy, na które nie mamy ochoty. Pranie, gotowanie, sprzątanie, praca zarobkowa – te obowiązki mogą być nieznośnymi czynnościami, ale może stać się darem, który zaczniemy cenić. A kiedy życie stawia nas przed takimi zakrętami jak to dzisiejsze, trzeba zadać sobie pytanie: jak wykorzystać tę lekcję życiową. Życie jest jak rzeka, trzeba dać jej się czasami porwać i wyciągać lekcję z tego jak przeżyć życie niezależnie co przyniesie za kolejnym zakrętem? Bo przecież każdego z nas spotka jutro, na które nigdy się nie przygotuje odpowiednio dobrze.”

Skończyła,  a dookoła brzmiała cisza. Jesienne liście szumiały wraz z delikatnym wiatrem. Każdemu jednak dźwięczały w głowach słowa: „Jakie będzie moje jutro?”.

Ja znam odpowiedź i dziś jestem jej pewny bardziej niż wczoraj: Jutro Będzie Lepiej.

Komentarze