ODCINEK I
NAJPIERW TROCHĘ TEORII
Rozmowa przez telefon.
Cześć. To ja. Słyszałaś kiedyś o teorii strun? To taka
dziwaczna teoria naukowa, że oprócz czterech znanych nam wymiarów jest jeszcze
wiele innych. Prosto ujmując, wiesz… bo chodzi o to, że jest wysokość,
szerokość i głębokość – to trzy podstawowe wymiary, którymi opisujemy
rzeczywistość. Takie ciało mające wysokość, szerokość i głębokość idzie sobie w
czwartym wymiarze – czasie. Kolejne wymyślone wymiary to już czyste
teoretyzowanie. Potencjalnie jest możliwe, że istnieje wymiar w którym nasze
ciała, identyczne jak przy układzie, które już przeżyliśmy, zachowały się
inaczej w czasie, który mieliśmy do wykorzystania. Zgodnie z tą teorią jest
możliwość, że ty nadal żyjesz…
Ekhm.
Albo jest możliwość, że to usłyszysz, i gdzieś tam, w
innej kombinacji decyzji i czasu, będziemy szczęśliwi. Podobno, żeby nagiąć
czwarty wymiar potrzebne jest wygenerowanie ogromnej ilości energii. Może jak
będę bardzo tego chciał, to zmienię rzeczywistość. A może choć przez chwilę
poczuję znowu bliskość z Tobą…nie wiem.
Pierwszy raz nagrywam się tobie na pocztę głosową.
Wybacz, że robię to tak nieporadnie. Robiłem to „na sucho” tylko dwa razy. Wiem
jednak, że powinnaś znać przebieg zdarzeń z mojej perspektywy. Nie chciałbym,
żebyś mnie źle zrozumiała. Pamiętasz mnie przecież – byłem porządnym, spokojnym
facetem. Naprawdę nie chciałem, żeby to wszystko się wydarzyło. Byłem jednak
pchany przez los i zwyczajnie się stało. Pchany przez moją wersję rzeczywistości, w ramach wymiarów, w których przyszło mi żyć - zabiłem najbliższą mi osobę - ciebie.
Kilka dni temu
Rozmawiamy już od godziny. Pani psycholog siedzi przede mną
spokojna z przechyloną równo główką jak korny piesek. Oczy miała badawcze,
utkwione wprost we mnie. Siedziałem przechylony w jej stronę nie mogąc uwierzyć
w to co właśnie sobie uświadomiłem.
Opanowałem trzęsącą się, jakby żyjącą własnym
życiem, nogę i powiedziałem:
- Wiem, że to wszystko twoja wina.
- Co przez to rozumiesz? Jestem winna, ok. Ale czego?
- Ty doprowadziłaś mnie do stanu, w którym zabiłem własną
dziewczynę.
- Nie mogę wpływać na twoje decyzje. Jestem tu, żeby
pomóc ci zaakceptować to co zrobiłeś. Zaakceptować siebie takim jaki jesteś i
wesprzeć w twoim rozwoju osobowości – mówiła mechanicznym głosem. Wyczułem
nutkę ironii.
- Nie sądziłem, że ty za tym stoisz, ale wiedz, że cię
zniszczę. Zrujnuję to na co tyle lat pracowałaś.
- Nic na mnie nie masz. Pokaż dowody. Jesteś pacjentem z przepisanym
lekiem psychotropowym, nikt ci nie uwierzy.
- Zniszczę cię! – wstałem i przeszedłem do korytarza.
W głowie kiełkował mi plan na zrealizowanie iście diabelskiej vendetty.
W głowie kiełkował mi plan na zrealizowanie iście diabelskiej vendetty.
cdn.
Komentarze
Prześlij komentarz